Archiwum Polityki

Ostatnia wojna XX wieku

Cały świat patrzy na upiorne relacje z Kosowa i Belgradu. Z jednej strony eksplozje rakiet w wielkim mieście, z drugiej wypędzenie w ciągu kilku dni tysięcy albańskich Kosowarów. Czystki etniczne, masowe deportacje, pogromy i przymusowe przesiedlenia - miały miejsce od niepamiętnych czasów. Jednak stałym elementem "ostatecznego rozwiązywania" historycznych konfliktów okazały się one dopiero w wieku XX, w którym zabito i zamordowano 187 milionów ludzi, a dodatkowe miliony wygnano z dawnych stron rodzinnych do na nowo wyciętych na mapie państw narodowych. Tragedia i Kosowa, i Serbii - wyrok przesunięty o półwiecze - wpisuje się w tę ponurą tradycję.

I wojna światowa bynajmniej nie była tą "wojną powszechną za wolność ludów", o którą w 1832 r. modlił się Mickiewicz. W jej cieniu Turcy wymordowali 1,5 mln Ormian, co zresztą po dziś dzień jest w Turcji negowane lub bagatelizowane. A po jej zakończeniu zaczęła się wielka wędrówka ludów: 1,3 mln Greków wygnano z Turcji do Grecji, a 400 tys. Turków - w przeciwnym kierunku. Przesiedlano też z miejsca na miejsce setki tysięcy Bułgarów, Serbów, Albańczyków i innych rozbitków rozpadającego się imperium osmańskiego. Jeszcze większy exodus spowodowała rewolucja w Rosji i powstanie niezależnych państw, od Estonii poprzez Polskę, Czechosłowację, aż po Jugosławię. W sumie w latach 1914-22 było w Europie co najmniej 5 mln uciekinierów pozbawionych ojczyzny, a często - jako bezpaństwowcy - również obywatelstwa.

O polsko-jugosłowiańskej analogii warto pamiętać nie dlatego, że nasze hymny brzmią niemal identycznie, ale dlatego, że i Polska, i Jugosławia należały do beneficjentów I wojny światowej. Dziś większość historyków europejskich podziela pogląd Erica Hobsbawma ("Epoka skrajności. Krótki wiek XX", Londyn 1994), że Traktat Wersalski sprzed dokładnie osiemdziesięciu lat był fuszerką mało zręcznych polityków mocarstw zwycięskich, wśród których zabrakło nowego Talleyranda czy Bismarcka. Ale być może właśnie dzięki temu, że ich w Wersalu nie było, Polska odzyskała byt państwowy będąc obok Jugosławii (najpierw nazywającej się Królestwem Serbów, Chorwatów i Słoweńców), Czechosłowacji i Rumunii beniaminkiem Francji jako element antyniemieckiego i antyradzieckiego kordonu sanitarnego.

Mimo że wszystkie te państwa skorzystały na głoszonej przez prezydenta USA Woodrowa Wilsona zasadzie samostanowienia narodowego, to jednak żadne nie było jednolite narodowo. Zdominowane w większości przez "narody spóźnione", swą samoświadomość polityczną budowały w ogromnej mierze na odwołaniu się do racji i mitologii historycznych, nieufnie zarazem traktując własne mniejszości narodowe jako siłę odśrodkową lub agenturę obcych sił.

Polityka 16.1999 (2189) z dnia 17.04.1999; Świat; s. 20
Reklama