Były prezydent RP zaczyna zbierać po świecie dzieła sztuki. Wejdą one w skład kolekcji firmowanej jego nazwiskiem. Z takim pomysłem zgłosił się do niego dyrektor Muzeum Narodowego w Gdańsku Wojciech Bonisławski. Lech Wałęsa od razu przyklasnął tej inicjatywie. Nie taił, że koneserem sztuki nie jest i nie zamierza się muzealnikom wtrącać w kwestie doboru dzieł do jego kolekcji; niech mówią, co ich interesuje, a on będzie przecierał szlaki. – Będziemy bronić się przed rzeczami, które nie przydałyby splendoru panu prezydentowi i naszemu muzeum – zaznacza kustosz Iwona Ziętkiewicz, która ma sprawować pieczę nad kolekcją, dbać o jej wysoką wartość artystyczną.
Patron przedsięwzięcia w ramach symbolicznego gestu od siebie zadeklarował Kossaka. I ewentualnie jeszcze jednego, jeśli zgodę wyrazi żona, która do obrazu mogła się przyzwyczaić. Widać nie oponowała, bo były prezydent zdecydował się przekazać muzeum dwa dzieła – Juliusza Kossaka „Konie na pastwisku”, akwarelę z gwaszem, oraz „Odpoczywającego ułana”, olej na dykcie, pędzla Wojciecha Kossaka. „Konie na pastwisku” państwo Wałęsowie otrzymali w prezencie na 25 rocznicę ślubu od Stanisława Iwanickiego, ministra sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. Czy to ten „rocznicowy” Kossak był bliski sercu pani Wałęsowej? – Myślę, że chodziło jednak o drugi obraz, bo konie pan prezydent obiecywał od początku – konstatuje pani kustosz. – A ułan jest bardzo przystojny i młody, może się podobać.