Autorzy powołują się na polską tradycję narodową i normy życia religijnego chrześcijan, dzięki czemu ich inicjatywa współbrzmi z oczekiwaniami Kościoła. A jednocześnie zmierza do tego samego celu co poprzedni projekt SLD, czyli ograniczenia ekspansji sieci zagranicznych.
Trudno dyskutować o tym, co jest zgodne z polską tradycją narodową. Do nowego dziedzictwa na pewno nie należą np. komputery, które w dodatku doprowadziły do bankructwa rodzimych producentów drewnianych liczydeł. Natomiast tradycją, kultywowaną przez pół wieku, stało się pieczywo rotacyjne, a mimo to znikło i jakoś nikomu go nie żal. Nastolatkom, nie pamiętającym tych czasów, przypomnę, że był to wczorajszy, a nierzadko przedwczorajszy chleb, który kupowało się w piątek na weekend. Musiał być nieświeży, bo zapasy na koniec tygodnia, gdy ludzie kupowali go więcej, zaczynano robić już od poniedziałku. Problemu braku chrupiącego pieczywa nie dało się rozwiązać, dopóki czyniła to władza. Odkąd pozostawiono go piekarzom - mamy nie tylko świeży chleb, ale i bułki.
Żeby nasze było większe
Walka z hipermarketami jest próbą zatrzymania czasu. Z handlu takiego, jaki mamy w Polsce, Europa i inne rozwinięte kraje zaczęły wyrastać przed kilkoma dziesiątkami lat. Także nie bezboleśnie. Tam jednak linia podziału przebiegała między małymi kupcami a wielkimi sieciami. U nas nakłada się na to podział narodowościowy, małe jest nasze (a więc trzeba go bronić), duże - obce, a więc jakby z definicji nieprzyjazne. Ciągle natomiast nie możemy się dopracować tego, żeby nasze było większe. Polscy kupcy walczą z zagranicznymi koncernami w pojedynkę.
Mimo dynamicznego rozwoju supermarketów, polski krajobraz detaliczny to ciągle małe sklepiki, poniżej 50 metrów kwadratowych, których udział w sieci handlowej wynosi aż 92 proc.