Archiwum Polityki

Nu, Radziwiłł

Czy o to walczyliście, żeby przez was budowane fabryki, huty wracały dziś w ręce wnuków byłych właścicieli? Czy strajkując w sierpniu upominaliście się o Radziwiłłów, Potockich i Zamoyskich? Tak bronił redaktor naczelny "Trybuny" klasę robotniczą. Spytałam więc Potockich, Radziwiłłów i Zamoyskich, jakie były ich losy w PRL od momentu, kiedy im zabrano fabryki, pałace i hektary, kiedy władza ludowa przekonywała, że ich nie było, nie ma i zapewniała, że na pewno nie będzie. Zacierając ślady materialnego dorobku pokoleń.

Spotkałam człowieka zadowolonego z życia. A jeszcze się do tego przyznaje. Maciej Radziwiłł, rocznik 1930, linia szydłowiecka, inżynier od silników samochodowych i lotniczych. Nie do końca spełniony wynalazca. Przed wojną majątek Rytwiany: tysiąc mórg ziemi, sześć tysięcy hektarów lasu, cztery młyny, tartak, elektrownia. Dom, który wspomina, miał 40 pokoi.

Ojciec, Artur Radziwiłł, w wieku 38 lat zginął w kampanii wrześniowej 1939 r. Przez pół roku żadna pewna wiadomość o śmierci nie docierała do Rytwian. W testamencie zostawił dzieciom wskazówki na życie.

"(...) niezależnie od wszelkich okoliczności postawa człowieka powinna być czynna i pełna odpowiedzialności.

Warsztat pracy, niezależnie od tego, czy jest własnością, czy tylko zakresem działania, pozostaje zawsze depozytem danym nam w rękę od Boga, z władania nad którym zdać kiedyś sprawę będziemy musieli".

W lutym gestapo zabrało matkę Krystynę. Znalazła się w Ravensbrück. Niemcy skonfiskowali majątek.

W rodzinie są dwie wersje uratowania z obozu trzydziestu kobiet, w tym Krystyny Radziwiłłowej. Pierwsza mówi o pomocy królowej włoskiej, druga, że tą drogą nie zdziałano nic, natomiast poprzez Maurycego Potockiego z Jabłonny dotarto do Goeringa. Ten miał powiedzieć, że nie leży w interesie Rzeszy niemieckiej więzienie bezbronnych wdów.

Kiedy Krystyna Radziwiłłowa powraca do Rytwian, wszyscy mówią, że dobrze wygląda. A ona była spuchnięta z głodu. Po powrocie prowadziła tajne komplety ucząc swoje dzieci i zaprzyjaźnionych rówieśników. Pod koniec okupacji ze starszą córką trafiły do AK.

- Nas utrzymywali przedwojenni pracownicy, ci, z których wysysaliśmy krew, jak potem uczono społeczeństwo.

Dotrwali do 1944 roku, do tak zwanego - jak mówią - wyzwolenia.

Polityka 2.1999 (2175) z dnia 09.01.1999; Społeczeństwo; s. 70
Reklama