Aleksander Łukaszenko od początku kadencji (1994 r.) nie ukrywał dążeń do połączenia z Rosją, choćby za cenę rezygnacji z suwerenności Białorusi. Działał konsekwentnie: zmienił herb, flagę i hymn, przywrócił język rosyjski jako urzędowy. Zmienił konstytucję, która daje mu nieograniczoną władzę. 2 kwietnia 1996 r. podpisał w Moskwie umowę o integracji (powstał Związek Białorusi i Rosji). Opozycję, także parlamentarną, spacyfikował; jej lider Zenon Paźniak wyemigrował do USA. Prezydent rozwiązał parlament, a Białorusinom obiecał w zamian dostatnie życie.
Podpisana 25 grudnia 1998 r. deklaracja zapowiadająca utworzenie państwa związkowego jest już trzecią (po dokumentach o Wspólnocie Niepodległych Państw i ZBiR) umową o integracji Rosji i Białorusi. Zapisy poprzednich nigdy nie weszły w życie. Łukaszenko zapewnia, że tym razem będzie inaczej: - Nie można trzy razy wychodzić za mąż i pozostać dziewicą - powiedział parę dni temu.
Łukaszenko zobowiązał się, że do połowy tego roku opracowana zostanie i "poddana konsultacjom z narodem" umowa o zjednoczeniu w państwo związkowe. Zostaną też utworzone organy władzy i ponadnarodowej administracji. Będzie wspólny pieniądz, budżet, polityka zagraniczna i obronna, wspólny system bezpieczeństwa. Obywatele Rosji i Białorusi otrzymają równe prawa: będą mogli wybierać i być wybierani do wspólnych władz. Równe prawa otrzymają podmioty gospodarcze. Do końca roku wprowadzi się odpowiednie zmiany w ustawodawstwie.
Mińsk podzielił się w ocenach. Niewielu spotkałam zwolenników integracji. Przeciwnicy z kolei dzielą się na dwie grupy. Optymiści (integracji nie będzie) podkreślają, że cała sprawa powraca zwykle w sytuacji klęski gospodarczej, Łukaszenko walczy o redukcję długów za gaz i ropę.