Gwałtowne spory na temat zwrotu zrabowanych arcydzieł są w całej Europie prowadzone z punktu widzenia interesów narodowych i prywatnych, a nie europejskich. Każdy stara się odzyskać jak najwięcej z tego, co kiedyś utracił, a oddać jak najmniej z tego, co sam kiedyś zrabował, czy mniej lub bardziej legalnie uzyskał.
Zarówno polskie jak i niemieckie reakcje na inicjatywę Aleksandra Kwaśniewskiego są deprymujące. U nas protestują ludzie, którzy na co dzień raczej nie są rozmiłowani w tekstach Goethego i partyturach Beethovena. W Niemczech natomiast wprawdzie z sympatią odnotowano, że prezydent Polski chce "zwrócić" niemieckie dzieła sztuki, ale pominięto zarazem polskie nadzieje na choćby częściowe zrekompensowanie ogromnych strat kulturalnych poniesionych przez Polskę w wyniku niemieckiej napaści.
Już raz tak było. W 1954 r. rząd polski "podarował" NRD 117 niemieckich obrazów przechowywanych w czasie wojny - podobnie jak Biblioteka Pruska - na terenach przyznanych potem Polsce w Poczdamie. W rewanżu władze NRD miały z muzeów berlińskich przekazać Polsce pewną liczbę dzieł sztuki. Była to - jak pisze Wojciech Kowalski, autor pracy "Restytucja dzieł sztuki" - rozpaczliwa próba uzyskania choć okrucha cennych poloników do ogołoconych przez wojnę i okupanta polskich muzeów. NRD "dar" przyjęła, ale z dżentelmeńskiej umowy się nie wywiązała. Nie jest to tylko odległa historia, bo w 1996 r. "Frankfurter Allgemeine" powołała się właśnie na tamten polski "dar", by skarcić za opieszałość rząd teraz już III Rzeczypospolitej. Zarazem gazeta nie opublikowała artykułu prof. Kowalskiego, który dowodził, że nie jest to dobry przykład, bo za swój gest dobrej woli Polska otrzymała... mikroskop elektronowy. Pewnie po to, by móc szukać wiatru w polu...
Po 1945 r. alianci zapowiadali władzom polskim choć częściowe zrekompensowanie polskich strat, tym bardziej że ogromne polskie zbiory znalazły się teraz za granicą - w Wilnie i Lwowie... Polska miała np. otrzymać 15 proc. zbiorów Galerii Drezdeńskiej, wywiezionych do ZSRR. Nie otrzymała niczego, bo - jak usłyszał w ambasadzie radzieckiej prof.