Archiwum Polityki

Czterdzieści i cztery

NULL

-Jeśli to jest sen, to proszę mnie z niego nie budzić - westchnęła stareńka dama, kiedy na peron wtoczył się pociąg. A z jego składu wyskoczyła postać w szarym mundurku. Było tak, jak w wierszu Lechonia; ozdobie "Karmazynowego poematu":

"Księża idą z katedry w czerwieni i złocie,/Białe kwiaty padają pod stopy piechocie,/Szeregi za szeregiem! Sztandary! Sztandary!/. . . . . . . . . . . ./A on mówić nie może! Mundur na nim szary".

Wszystko się zgadza. Były sztandary? Były. Nie mylił się inny rymopis, Karpiński: w menu patriotycznej restauracji zawsze widnieje pozycja: "Dziś flagi". Różnica między sceną z listopada 1918 r. a sceną z listopada 1998 r. to właściwie drobiazg. W oczekującym tłumie rozległ się szept, bo nigdy nie brak u nas szeptunów:

- O jejku! Ja znałem Piłsudskiego, gdy jeszcze był sekretarzem POP w Teatrze Polskim!

Czego to zawistnicy nie plotą, zgroza. Żadnej świętości nie uszanują. Zresztą dworcowy Piłsudski mógł mówić. I mówił. Najładniej zwrócił się do obecnego na peronie wojewody Gieleckiego: "Wiele o panu słyszałem..." Piłsudski, a proszę - słyszał o warszawskim inicjatorze akcji Małolat. I pewnie pomyślał, że gdyby tę akcję organizowano w Galicji - strzelcy siedzieliby grzecznie w domach. Zamiast bawić się mannlicherami i nucić piosenkę o rozmarynie, który się nad wiek rozwinął.

Czepiam się bez sensu. Grunt, że nawet w Niebie, za błękitną chmurką, przez lupę dostrzeżono wojewodę Gieleckiego. A pewnie i o martyrologii na rurkach, mającej ubogacić plac w centrum stolicy, to i owo mówiono. Równie ciepło odniósł się Brygadier do Xięcia Zdzisława Lubomirskiego w cylindrze.

Polityka 48.1998 (2169) z dnia 28.11.1998; Groński; s. 101
Reklama