Na 2 miliony złotych (ponad pół miliona dolarów, zwanych "baksami") wycenił sąd wolność Bogusława Bagsika. Po czterech i pół roku tymczasowego aresztowania, kiedy końca procesu nie widać, oskarżony będzie odpowiadał z wolnej stopy. Teraz chciałby odzyskać twarz.
Prezydent Lech Wałęsa publicznie obiecał, że takich cwaniaków jak Andrzej Gąsiorowski i Bogusław Bagsik "puści w skarpetkach". Szefowie Art-B wzbogacili się m.in. na oscylatorze. Przerzucali wielkie kwoty z banku do banku wykorzystując opóźnienia w księgowaniu czeków. Tuż przed aresztowaniem wyjechali pospiesznie z kraju. Gąsiorowski mieszka dziś bezpiecznie w Izraelu. Bagsika - po półtorarocznym przetrzymaniu - wydali Polsce Szwajcarzy. Cały kraj oglądał w telewizji, jak gubiąca ślad od lotniska Okęcie furgonetka z supereskortą zaklinowała się w bramie prokuratury wśród śmiechów dziennikarzy i przechodniów.
Dziś, gdy ta skomplikowana, wymagająca znajomości prawa gospodarczego i finansowego, sprawa toczy się w sądzie, próżno szukać publiczności na sali rozpraw. Przypomina się dawny proces Macieja Szczepańskiego i analizy, czy telewizja mogła kupić jacht i czy dobrze zaksięgowano delegacje. Bogusław Bagsik odmówił składania wyjaśnień, ale zgodził się odpowiadać na pytania. Nie mogą więc sędziowie mechanicznie odczytywać, co powiedział w śledztwie i pytać tylko, czy to potwierdza. Muszą być wyśmienicie przygotowani do rozprawy, by pytania miały sens i wiodły do wyjaśnienia prawdy.
Daleka droga. Przede wszystkim dlatego, że sprawa Art-B osadza się na interpretacji, co jest dopuszczalną spekulacją finansową, a co przestępstwem gospodarczym. - Moja linia obrony ma wykazać - tłumaczy mecenas Mirosław Brych - że nie chodziło o żadne tam luki prawne czy przekręty, lecz wykorzystany z premedytacją mechanizm zarabiania wielkich pieniędzy w krótkim czasie. Do dziś polskie prawo nie zabrania stosować oscylatora, a przekonać się o tym może każdy, kto wpłaci pieniądze do banku w piątek po południu.
Jeszcze bardziej utrudniają finał procesu względy formalne.