Archiwum Polityki

Worki błędów

W ostatnich wyborach samorządowych pobity został rekord frekwencji wyborczej. Padł niestety też inny rekord - kompromitujący Polskę i sprawność jej instytucji. Na końcowe obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej trzeba było czekać aż 12 dni.

Nas też to zaskoczyło - przyznaje Kazimierz Czaplicki, kierownik Krajowego Biura Wyborczego. - PKW zapowiedziała, że końcowe wyniki ogłosi pod koniec pierwszego tygodnia od daty głosowania, a mogła to zrobić dopiero pod koniec drugiego.

Jakie są przyczyny tak rekordowego i niespotykanego raczej w Europie opóźnienia? W wyborach do rad gmin w 1994 r. wszystko było już wiadome po czterech dniach. Czy nie jest to już wręcz lekceważenie wyborcy, który wykonał swój obywatelski obowiązek, a potem przez prawie dwa tygodnie nie wie, kto wygrał wybory? Tego rekordu nie można usprawiedliwiać tym, że w 1994 r. wybieraliśmy jedynie rady gminne, a obecnie (pomijając szczególny przypadek Warszawy) również powiatowe i sejmiki wojewódzkie (i gdyby dziś tamte cztery dni pomnożyć przez obecne trzy elekcje, to akurat mamy dwanaście dni liczenia...). Trzeba wprost powiedzieć, że nasza wyborcza machina zacięła się, a w przyszłości może być jeszcze gorzej. Co gorsza, w ten sposób bardzo skurczył się obywatelom czas na składanie protestów wyborczych (14 dni od daty wyborów).

Błędów doszukać się można w wielu miejscach. Ustawodawca nie tylko późno zakończył pracę nad nową ordynacją, ale wprowadził do niej wiele drobiazgowych i w rezultacie niepotrzebnych chyba wymogów, które nie tyle wydłużyły czas pracy komisji wyborczych, co stworzyły okazję do ciągłego tworzenia i powielania w sporządzanych protokołach błędów. Np. komisje gminne w swoim protokole musiały powtarzać dane z protokołów komisji obwodowych, tak jak gdyby te ostatnie nie mogły być po prostu załącznikami do gminnego protokołu. W rezultacie, w zależności od województwa, od 50-80 proc. protokołów z komisji obwodowych zostało źle sporządzonych, a to wiązało się z koniecznością ponownego zwoływania ich członków, rozpakowywaniem zdeponowanych kart do głosowania, szukaniem przyczyny powstania błędu i z ponownym spisywaniem nowego protokołu (na starym nie wolno nanosić poprawek, choćby to były zwykłe pomyłki arytmetyczne).

Polityka 45.1998 (2166) z dnia 07.11.1998; Wydarzenia; s. 15
Reklama