Angielski serial telewizyjny "Ja, Klaudiusz", wznowiony po przeszło 20 latach, jest jednym z najwybitniejszych osiągnięć w tym gatunku. Jego tematem jest degeneracja władzy autorytarnej, pokazana na przykładzie losu pierwszych cesarzy rzymskich.
Jest to ekranizacja dwóch powieści Roberta Gravesa - skądinąd autora popularnego u nas słownika mitów greckich - "I, Claudius" oraz "Claudius the God", z roku 1934 (wydanie polskie: "Klaudiusz", "Klaudiusz i Messalina"). Powieść ta miała ciekawe koleje i przed wojną była głośnym bestsellerem. Był to jeden z największych nakładów literatury pięknej tłumaczonej w tym okresie. Jednak wznowiona po wojnie przez PIW, przeszła już bez echa. Przekład zaś stanowi jedno z osiągnięć literackich tego typu w dwudziestoleciu, ponieważ tłumaczowi udało się wydobyć, jeśli można się tak wyrazić, łaciński smak polszczyzny, nie tracąc poetyczności oryginału. Autorem jego był filolog Stefan Essmanowski. Złożyło się tak, że go znałem, ponieważ był moim nauczycielem. Był on niskiego wzrostu, krępy, nosił wyjątkowo silne okulary i w związku z tym poruszał się ostrożnie i w dodatku jąkał się, tak właśnie jak cesarz Klaudiusz, co mu przeszkadzało w wykładach. Wkrótce po zajęciu Warszawy w 1939 r. został aresztowany przez Niemców i zamordowany na Pawiaku.
Essmanowski był pełnym życzliwości europejskim liberałem i myślę o jego śmierci jak o gorzkiej ironii historii: stał się on jeszcze jedną ofiarą tyranii, której analiza jest właśnie treścią "Ja, Klaudiusz". Bo książka ta była w owych latach argumentem publicystycznym przeciwko dyktaturze, po to została napisana i stąd także jej ówczesna popularność. Należała ona do nurtu intelektualnego, który przed wojną dominował, po wojnie zaś stracił autorytet, tak że o nim głucho: był to postępowy racjonalizm angielski. Na jego czele błyszczały trzy wielkie nazwiska: Wells, Russell, Huxley, za nimi zaś ciągnęła się kometa pisarzy, uprawiających wielką publicystykę, każdy w swojej dziedzinie: w historii był właśnie Graves. Mieli oni audytorium światowe i gdy dzisiaj wspominam kulturę przedwojennej Europy, oni przede wszystkim przychodzą na myśl, znacznie mniej zaś Francuzi, którzy zanurzali się w smętne opary egzystencjalizmu.