Archiwum Polityki

Skóra, broda, skośne oczy

"Na motocyklu kontakt z całym otoczeniem jest pełny. Człowiek jest aktorem na scenie, a nie widzem. Beton, na którym gwiżdżą opony o dziesięć centymetrów poniżej twej stopy, jest realny, to ten sam, po którym chodzisz, tak zatarty w pędzie, że nie możesz go wyraźnie dostrzec, lecz przecież możesz opuścić stopę i dotknąć go..." - oto, jak w kilku słowach oddał istotę jazdy motorem Robert M. Pirsig, autor słynnej amerykańskiej powieści "Zen i sztuka oporządzania motocykla". Niby tak samo to wygląda w przypadku każdego jednośladu, ale nie ma wątpliwości, że pisarzowi chodziło o Harleya&Davidsona.

Modę na motocykle kreują ci, którzy mając dużo pieniędzy stają wobec dylematu: czy kupić najnowszy model Ferrari, czy może Harleya. I wybierają to drugie. Obecnie znów nadszedł czas motocykla - doskonale sprzedają się, również w Polsce, zarówno japońskie "przecinacze szos", gdzie prowadzący musi przytulić się do kierownicy, aby nie oderwać się od pędzącej maszyny, jak i sprzyjające refleksji Harleye. Motory, których kierowcy nie patrzą nerwowo na szybkościomierz, ale znad szerokiej kierownicy obserwują horyzont.

W nowojorskim muzeum sztuki współczesnej Guggenheima wielkim powodzeniem cieszy się gigantyczna wystawa motocykli, potraktowanych jednak nie jako produkt motoryzacji, ale... dzieło sztuki. A Harley to właśnie nie tylko trzysta kilo stali, lecz zjawisko obyczajowe, obecne w literaturze, muzyce i kinie. Któż z nas nie pamięta głośnego filmu o dwóch takich, co osiągnęli wolność, uciekając od materialistycznego i zhierarchizowanego społeczeństwa na Harleyach? Mowa oczywiście o obrazie "Easy Rider" z Henry Fondą i Denisem Hopperem w rolach głównych. Szaloną popularność przyniosła Marlonowi Brando rola w "Dzikim" - opowieści o watażce gangu "Hells Angels", który jednak nawraca się na drogę społecznych cnót.

Motory Harleya&Davidsona stały się takim samym symbolem amerykańskiej motoryzacji jak Ford Mustang czy osiemnastokołowe ciężarówki Frieightliner bądź Mack. Więcej - przez dziesięciolecia uosabiały tęsknotę wielu Amerykanów do pełnej wolności, poszukiwanej gdzieś między Alabamą a Górami Skalistymi. Choćby na drodze 66... A najlepiej w Sturgis, w Północnej Dakocie - tam gdzie są wykute w skałach podobizny czterech prezydentów - będącej mekką harleyowców.

Kiedy w 1903 r. w Milwaukee powstał pierwszy motocykl - a właściwie rower z silnikiem - Harleya, nikt jeszcze nie wiedział, że oto rozpoczyna się najbardziej niewiarygodna historia w tej branży.

Polityka 39.1998 (2160) z dnia 26.09.1998; Społeczeństwo; s. 88
Reklama