Archiwum Polityki

Miasto na głowie

Warszawa to miasto wyjątkowe, któremu należy się specjalny ustrój i sposób rządzenia, godny metropolii - twierdzą od lat politycy i eksperci. Tyle tylko, że w tym podkreślaniu wyjątkowości stolicy ustawodawcy zapędzili się na absolutne manowce. Warszawa otrzymała bowiem aż pięć szczebli władzy samorządowej (dzielnicę, gminę, miasto stołeczne, oddzielny od miasta powiat i województwo) - istne horrendum nakładających się kompetencji i niejasnych struktur. Słowem, powstał układ, który nie ma prawa sprawnie funkcjonować. Na legislacyjne poprawki - choć niektórzy twierdzą, że już na nie za późno - pozostał czas tylko do 11 września, wtedy bowiem upływa termin rejestracji list w nadchodzących wyborach. Ustrój samorządowy Warszawy to dopiero początek listy spraw postawionych w stolicy na głowie. Miasto znalazło się na granicy komunalnej zapaści: paraliżowane przez korki i wodę z pękających rur, z rozgrzebanym metrem i systemem parkingowym, bez uregulowanych tytułów własności i głównych rozstrzygnięć urbanistycznych dotyczących centrum. Ta doraźność nierozwiązanych problemów przesłania myślenie o przyszłości. Tymczasem nade wszystko - wzorem metropolii zachodnich - niezbędna staje się wizja rozwoju aglomeracji, nowe myślenie o przestrzeni, o funkcjach miasta i jego organizacji.

Wciąż nie wiadomo, gdzie tak naprawdę zaczyna się, a gdzie kończy stolica państwa ze swoimi wszystkimi specyficznymi i tak różnorodnymi funkcjami. I jest to - poza nienasyconymi ambicjami polityków - główna przyczyna warszawskich kłopotów. Odpowiedź na pytanie: czy chodzi o władzę, czy też narysowanie adekwatnej do rzeczywistości społecznej i przyjaznej ludziom mapy Warszawy, jest kluczem do szczerości intencji.

Wielu ekspertów uważa, że takie ośrodki jak Milanówek, Sulejówek, Konstancin czy Góra Kalwaria to ewidentnie Wielka Warszawa. Arbitralne rozstrzygnięcie, że Rembertów czy Pyry to jeszcze adres warszawski, a Stara Miłosna i Piaseczno to już peryferie, ma swoje korzenie w niedawnym jeszcze okresie, kiedy stolica miała zupełnie specjalny status. Do 1984 r. obowiązywał bowiem absurdalny przepis, który czynił z Warszawy miasto zamknięte. W końcu ówczesne władze, po podpisaniu międzynarodowej konwencji o swobodnym przepływie ludności, zniosły to bzdurne prawo, ale coś z tamtej "specjalnej strefy" pozostało do dzisiaj. Może przetrwał uraz wobec wyniosłej stołeczności; niewykluczone, że jest to jedna z przyczyn tendencji do rozbicia powstałej w 1994 r. warszawskiej gminy Centrum. Właśnie takie rozczłonkowanie zakłada nowa ustawa warszawska, skierowana przez prezydenta Kwaśniewskiego do Trybunału Konstytucyjnego.

Przez całe lata Warszawa składała się z 7 dzielnic - gmin. Tylko Śródmieście zaczynało się i kończyło w centralnym obszarze miasta. Wszystkie pozostałe dzielnice miały charakterystyczny kształt: wąskie przyczółki ulokowane niedaleko placu Defilad i szerokie połacie na zapleczu, niknące w zagonach kapusty. Radni tych dzielnic rozstrzygali więc zarazem problemy metra oraz skupu płodów rolnych.

Kiedy założono gminę Centrum, Warszawa stała się wyrazistsza jako miasto.

Polityka 37.1998 (2158) z dnia 12.09.1998; Raport; s. 3
Reklama