Ponad trzydzieści lat temu po raz pierwszy znalazłem się w RFN. Była to podróż pouczająca i egzotyczna. W Baden-Baden spotkałem miłego, starszego pana, który usiłował mnie przekonywać, że Badeńczycy to właściwie wcale nie są Niemcy, od stuleci bowiem hołdują francuskim obyczajom i sposobowi myślenia, a z Niemcami, poza językiem, nic ich w przeszłości nie łączyło. W dwa dni potem byłem w Hamburgu.
Dżentelmen w tweedowej marynarce ze srebrnymi guzikami, z siwym, wytwornym wąsikiem, ćmiąc nieustannie fajkę, oświadczył mi z przekonaniem, że hamburczycy to właściwie wcale nie są Niemcy, tutaj od stuleci panują obyczaje żeglarzy, ludzi morza i zamorskiego handlu, a zatem obyczaje skandynawskie i brytyjskie. Niemcy zaś są dla hamburczyków światem odległym i mało pociągającym, wiekowa tradycja Hanzy jest tu dużo ważniejsza od banalnego faktu, że w mieście mówi się po niemiecku. Słuchałem tych wynurzeń ze zdumieniem i odrobiną nieufności, że ktoś tutaj chce mnie wykołować.
Ale moi rozmówcy nie mieli złych i podstępnych zamiarów. W tamtej epoce, dwadzieścia lat po wojnie, dla uczciwych ludzi starszego pokolenia ich niemiecka tożsamość, szczególnie w zetknięciu z cudzoziemcem, stanowiła wielką niewygodę moralną. Byliby szczęśliwi, gdyby udało im się zrzucić z ramion ten niemiecki ciężar. W kilka lat później, wiosną roku 1968, młodsze pokolenia niemieckie wydały swej tożsamości narodowej żarliwą, bezpardonową walkę. Jeśli dzisiaj RFN jest krajem najmocniej przekonanym do europejskiej integracji, a społeczeństwo niemieckie wydaje się bardziej kosmopolityczne i mniej od innych narażone na fobie nacjonalistyczne, jest to na pewno zasługa buntowników roku 1968, którzy przez trzy dziesięciolecia państwo niemieckie kształtowali.
Gdy jednak ten badeńczyk i hamburczyk mówili mi w roku 1964, że bardziej czują się badeńczykami i hamburczykami niżeli Niemcami - dawali w ten sposób wyraz wiecznym dylematom niemieckiej przestrzeni duchowej i wyrażali wieczną ambiwalencję niemieckiej tożsamości. Takich problemów nigdy nie doświadczył Polak, Francuz, Węgier.
Hamburg jest wielkim, pięknym, wspaniałym miastem, lecz kto je poznał trochę lepiej, niż tylko z okien turystycznego autokaru, zaczyna żywić pewne wątpliwości, czy to jest w ogóle miasto niemieckie, jeśli na przykład niemieckie jest Monachium.