Nad dokumentowaniem przestępstwa pracowało 18 prokuratorów okręgowych i kilkudziesięciu agentów CBA. A także biegli, którzy szukali fałszywych banknotów, narkotyków, pirackiego oprogramowania, płyt z pirackimi filmami. Na ławie oskarżonych zasiadło w efekcie 20 osób. Łączy je tylko tyle, że one albo ich rodziny leczyły się u doktora Mirosława G.
Teraz.
Najwięcej zarzutów postawiono samemu lekarzowi, ponad 40, m.in. spowodowania śmierci pacjentów, molestowania seksualnego, łapówkarstwa i znęcania się nad personelem. Od tego pierwszego zarzutu wybronił Mirosława G. ten sam prokurator, który wcześniej napisał akt oskarżenia. Przed sądem oświadczył, że został wprowadzony w błąd, uległ autorytetom medycznym. Sąd uniewinnił lekarza.
Kobieta oskarżająca go o molestowanie zgłosiła się na infolinię, którą uruchomiło CBA już po aresztowaniu. Ma do doktora żal, że jej mama umarła mimo operacji. Zeznała: jej partner zawsze wyczuwa mężczyznę, który na nią leci, i wtedy też coś wyczuł. Oraz że doktor zadarł jej spódnicę pod pretekstem rzekomego badania tętnic. Sąd będzie musiał ocenić wiarygodność tych zeznań. Partner, mimo wezwań, nie stawia się w sądzie. Osobno toczyło się dochodzenie w sprawie znęcania się Mirosława G. nad żoną. Zostało umorzone.
Są jeszcze zarzuty o korupcję. Pokazywały to wszystkie telewizje – pani przychodzi z książką i mówi: „Tak jak się umawialiśmy”. Na zdjęciach widać, że w środku jest koperta. W telewizyjnych urywkach nie pokazano jednak, że wcześniej ta sama pani była w gabinecie z pieniędzmi, a dr G. ją odprawił i poprosił o książkę. Uzbierało się sporo podobnych ujęć: lekarz wyrzuca z gabinetu chcących coś wręczyć. Ta część materiałów CBA służy teraz obronie.
Choć w paru wypadkach koperty zostawały na stole, zwykle po operacji.