Archiwum Polityki

Rysy na Borysie

Szkoda, że Mariusz Treliński w „Borysie Godunowie” uległ banałowi.

Oryginalność tego reżysera polegała we wcześniejszych realizacjach na wizjonerstwie, wspieranym przez jego współpracownika, scenografa Borisa Kudličkę. Czasami trafiającym w sedno, jak w „Madame Butterfly”, czasem nierównym, ale zaskakującym wspaniałymi obrazami, jak w „Onieginie”, „Andrei Chenier”, „Damie Pikowej”, a nade wszystko w warszawskiej realizacji „Króla Rogera”.

Treliński stwierdził jednak, że estetyzm własnych obrazów przestał mu wystarczać i zajął się psychologią bohaterów. To nieoczekiwanie świetnie zagrało we wrocławskiej realizacji „Króla Rogera”. Sekret siły tego przedstawienia polegał na ukazaniu wieloznaczności i głębi postaci bohaterów. Niestety, w tzw. psychologicznym nurcie twórczości inscenizatorskiej Trelińskiego była to, jak dotąd, jedyna przekonująca wizja.

W Operze Narodowej ekran nad sceną i białe skórzane fotele pojawiły się nie pierwszy raz, ale w „Cyganerii” po raz pierwszy zdominowały obraz. Treliński chciał pokazać dzisiejszych przedstawicieli cyganerii artystycznej, którzy raz mają kasę (i wtedy kupują drogie meble oraz sprzęt multimedialny do pracy), a drugi raz nie; z Mimi zaś zrobił narkomankę. Bohaterowie nie porwali publiczności; premierę przyjęto pobłażliwie, acz już z pewnym rozczarowaniem.

Po paru latach i po wspomnianym wrocławskim „Rogerze” pojawiły się kolejno dwie długo oczekiwane premiery starego-nowego dyrektora, będące zresztą nowymi wersjami (niewiele zmienionymi) spektakli zrealizowanych wcześniej za granicą: „Orfeusz i Eurydyka” Glucka (Bratysława) i właśnie „Borys Godunow” (Wilno). Żaden z nich nie wzbudza bezkrytycznego zachwytu, choć w obu zdarzają się pojedyncze piękne sceny, a śpiewacy dają z siebie naprawdę dużo.

Polityka 46.2009 (2731) z dnia 14.11.2009; Kultura; s. 56
Reklama