Archiwum Polityki

Pokój wielkich nadziei

Wiosną 1919 r. miliony ludzi wierzyły, że dzięki konferencji pokojowej w Paryżu świat zmieni się nie do poznania: zapanuje trwały pokój, demokracja oraz sprawiedliwość. Czy były to tylko

Europa właśnie z trudem dochodziła do siebie po czterech latach pierwszej wojny światowej. Ofiary liczono w milionach zabitych i inwalidów, straty w dziesiątkach miliardów dolarów. Zamiast pokoju zapanował chaos: Rosja pogrążona była w rewolucji, Niemcy stały nad jej krawędzią, Austro-Węgry rozpadły się, w Europie Wschodniej ponad pół tuzina narodów przygotowywało się do walki o wytyczenie nowych granic albo już ze sobą walczyło. We Francji, Włoszech i Wielkiej Brytanii powszechne było przekonanie, że cena, jaką trzeba było zapłacić za zwycięstwo, była zbyt wysoka.

Przegrani mieli zapłacić tak słony rachunek, żeby na trwałe odechciało im się zbrojeń i agresji. Miał on pokryć szkody materialne poniesione przez zwycięzców, ale też zobowiązania, jakie zaciągnęli u szeregu narodów Europy Środkowej, którym naobiecywano wiele. Tymczasem i przegrani, i zwycięzcy wyszli z wojny nie tylko przerażeni jej niszczycielską siłą, ale i po uszy w długach. Jedynymi krajami, które dobrze wyszły na tej wojnie, były Stany Zjednoczone i Japonia. Ameryka, przed wojną kraj dla Europejczyków wciąż raczej egzotyczny, stała się światowym supermocarstwem, główną wierzycielką zbankrutowanej Europy i kandydatką na głównego rozjemcę w rokowaniach pokojowych. Tę ostatnią rolę zawdzięczała przede wszystkim jednemu człowiekowi – Woodrowowi Wilsonowi.

Prezydent Wilson był pierwszym amerykańskim przywódcą, w którym świat się zakochał wierząc, że przynosi ze sobą zmianę. W odróżnieniu od Kennedy’ego i Obamy, Wilson uznał sprawy zagraniczne za swój priorytet – to on stworzył demokratyczny mesjanizm Ameryki i jako pierwszy postanowił osobiście zaangażować się w poprawianie losu mieszkańców wielu odległych krajów, o których niewiele wiedział.

Polityka 12.2009 (2697) z dnia 21.03.2009; Historia; s. 72
Reklama