Archiwum Polityki

Kapitan gratuluje odwagi

Po wydarzeniach w Nowym Jorku i Waszyngtonie kapitanowie lotów atlantyckich gratulują pasażerom odwagi, co – moim zdaniem – odwagi nie dodaje, ale to już tajemnica lotniczych ekspertów od psychologii konsumenta. Lecąc kolumbijską Avianką przez Atlantyk miałem już i tak dosyć strachu ze względu na docelowy port podróży. Bogota leży na wysokości dwa tysiące sześćset metrów nad poziomem morza, jest jednym z najwyżej położonych lotnisk (choć w tej dyscyplinie konkuruje z Quito w Ekwadorze) i świadomość, że lądujemy wyżej niż nasze tatrzańskie szczyty, już powoduje bicie serca. Nieszczęśni palacze pozbawieni przez kilkanaście godzin lotu dopływu nikotyny, rzucają się do palenia i dość często padają od zawrotu głowy ku uciesze innych gości w terminalu. Głęboki haust dymu wystarczy, by brak tlenu powalił siłacza.

Kolumbia wydaje się krajem w stanie wojny domowej. W niektórych rejonach królują różne partyzantki, szaleją prywatne armie, czyli oddziały paramilitarne. Jeśli dobrze pamiętam statystyki, to miesięcznie porywanych jest około siedemdziesięciu osób, a pięćdziesiąt ginie w akcjach odwetowych. W trakcie mojego krótkiego pobytu dowiedziałem się z gazet, że właśnie porwano ukraińskiego inżyniera i słowackiego księdza. Zapamiętałem ich tylko dlatego, że pochodzili z przygranicznych krajów. Z dalszej lektury prasy wiem, że Słowak zdołał wydostać się z porwania, a o Ukraińcu nie dowiedziałem się nic.

Jeżdżąc z polskim ambasadorem po Bogocie oglądałem ze wzgórza nad miastem granicę dzielącą bezpieczną, mieszczańską część stolicy od równie wielkiej części, do której nie należy się zapuszczać samochodem. W całym mieście jest około ośmiu milionów mieszkańców, a w całym kraju tyle co w Polsce.

Polityka 42.2001 (2320) z dnia 20.10.2001; Zanussi; s. 97
Reklama