Archiwum Polityki

Moralność niewyspanych

Jaka sytuacja? Dla wielu praktyczną wskazówką byłoby postępowanie jednego z bohaterów Chamforta: każdego ranka łykał ropuchę, żeby potem pogodnie znosić obrzydlistwo rzeczywistości. To prawidłowość – kiedy po wygranych wyborach sięga po władzę formacja mniej lub bardziej lewicowa, zaraz czytamy, że na półkach będzie jedynie ocet, wróci towarzysz Szmaciak, przestępców wypuści się zza krat, żeby hulali bezkarnie, bo zabrakło prawodawcy Kaczyńskiego, ojczulek Rydzyk nie dostanie gruntów w Toruniu pod budowę radiomaryjnego WSNS-u, co pozbawi nas kadry uczonych mężów mogących intelektem zadziwić Europę – tyle że w XIII wieku. Same straszne rzeczy nas czekają, kieszonkowa Apokalipsa. A że kieszeń świecić zacznie pustką, to oczywiste. „Czas się cofa” – wyrokował szrajbełes w 1993 r. – po wyborach. A subtelny jak niezabudka poeta stwierdził krótko, adresując tę uwagę do niewdzięcznego społeczeństwa: „Jebał was pies!” Minęły lata – ten pies znowu miałby zajęcie. Już na niego gwiżdżą dotknięci do żywego, obrażeni, „moralnie niewyspani” (definicja Karola Szymanowskiego).

„Wygrał Big Brother oraz Szela” – czytam w wierszyku. Czy rzeczywiście oni wygrali? A jeśli nawet, to czy tylko oni? Nie wydaje mi się, aby wyższy poziom od łatwego do rozszyfrowania Szeli reprezentowali awuesiarscy krzykacze, nawiedzone bigotki, cwani przekrętacze, przemienieni w dygnitarzy zadymiarze, związkowi organizatorzy burd ulicznych.

Czytam w innym wierszyku innego autora, że znajdujemy się na huśtawce. Huśtawka teraz fatalnie się bujnęła. A wszystko przez to, że – „demokracja dość młoda w latach – bywa okrutna i głupkowata – gdy mądrych sadza na oślą ławkę – a symbolem czyni huśtawkę.

Polityka 42.2001 (2320) z dnia 20.10.2001; Groński; s. 94
Reklama