Pieszych policjantów na sąsiednich ulicach było dwukrotnie więcej niż uczestników Forum i chyba nikomu cała przeprowadzka nie wyszła na dobre. Oficjalnie przedstawiono ją jako wyraz solidarności z Nowym Jorkiem, ugodzonym tak tragicznie 11 września, chciano pokazać światu, że turyści nie mają co się bać latać do Ameryki. Ale na przykład Adolf Ogi, były prezydent szwajcarski, żałuje przenosin i tłumaczy, że do Davos na pewno przyjechałby Władimir Putin i byłoby politycznie ciekawiej. Inni żałują refleksyjnej atmosfery „Czarodziejskiej góry” Tomasza Manna (pisanej właśnie w Davos), ale już i tam poprzednie spotkania rozrosły się do rozmiarów przytłaczających bajkową szwajcarską wioskę.
Odbywa się to tak: trzy tysiące uczestników wybiera sobie po kilka lub kilkanaście konferencji lub seminariów każdy. Komputerowy system czuwa, by na dane seminarium nie przyszło więcej chętnych, niż jest miejsc. Trzeba więc zapisać się z góry; każdy ma zawieszony na szyi identyfikator na gumce, który przytyka do elektronicznych czujników przy komputerowych ekranach wyświetlających program, wiadomości, adresy uczestników, pocztę e-mail i sprawozdania z dyskusji. Potem jak w szkole: kogo identyfikator przepuści przez bramkę – siada z kilkuosobową ekipą, która ma ułożyć swoją odpowiedź na pytanie: „Czym rola Europy odróżnia się od roli Ameryki w świecie?” albo: „Dlaczego byliście zaskoczeni, że nadeszła recesja?”. Dla przykładu, na to pierwsze pytanie odpowiadał Aleksander Kwaśniewski, po półgodzinnej dyskusji z młodym filozofem z Finlandii, tureckim pisarzem, szwajcarskim dyplomatą i oksfordzkim profesorem lordem Wallacem, który pisał parozdaniowe sprawozdanie, podkreślające, że jednak Europa i Ameryka mają problemy z dogadaniem się w wielu sprawach.