Zaczęło się od spektaklu pod tytułem „Powrót prezydenta na posadę elektryka”. W styczniu 1996 r., wkrótce po upływie kadencji, demonstracyjną wizytą w Stoczni Gdańskiej i deklaracjami, że podejmie pracę na swoim dawnym wydziale, Lech Wałęsa uświadomił wszystkim, że status osób, które sprawowały najwyższy urząd w państwie, nie jest w Polsce w żaden sposób określony.
Kiedy w 1923 r. Józef Piłsudski przestał być naczelnikiem państwa, sejm przyznał mu dożywotnie uposażenie odpowiadające pensji generała brygady i profesora zwyczajnego. Piłsudski pieniądze te przekazywał w całości Uniwersytetowi Stefana Batorego w Wilnie. Pobierał natomiast gażę marszałka. Z tytułu tej szarży przysługiwał mu adiutant, ordynans i samochód.
Prezydent Stanisław Wojciechowski, który ustąpił z funkcji po zamachu majowym w 1926 r., otrzymał niedużą pensyjkę na podstawie przepisów dotyczących pracowników służby państwowej. Ponadto wykładał jako profesor SGGW. Początkowo mieszkał w majątku Władysława Grabskiego, potem kupił skromny domek pod Warszawą. Zachował go po 1945 r. Nowe władze przyznały mu niewielką emeryturę.
Reaktywowane w 1947 r. stanowisko prezydenta objął Bolesław Bierut. Zajmował je do sierpnia 1952 r., kiedy po przyjęciu nowej konstytucji urząd ten zastąpiono Radą Państwa PRL. Jej przewodniczący pełnili swą funkcję przeważnie do śmierci albo do odejścia w niesławie, więc nie było problemu uposażenia. Ustępującym premier przyznawał emeryturę specjalną na zasadach uznaniowych.
Z woli Zgromadzenia Narodowego, wyłonionego w wyborach kontraktowych w czerwcu 1989 r., prezydentem od lipca 1989 r. do grudnia 1990 r. był Wojciech Jaruzelski. Gdy przekazał urząd namaszczonemu w wyborach powszechnych Lechowi Wałęsie, przeszedł na przysługującą mu emeryturę generalską.