Archiwum Polityki

Ideał i śmiecie

Wspominałem już kiedyś, jak to socjalista poseł Ignacy Daszyński udawał się do Wiednia na obrady parlamentu austriackiego. Na dworzec odprowadzał go tłum robotników śpiewających „Gdy naród do boju” z refrenem:

O, cześć wam, panowie magnaci,
Za naszą niewolę, kajdany.
O, cześć wam, książęta, hrabiowie, prałaci,
Za kraj nasz krwią bratnią zbryzgany.

(w oryginale Ehrenberga jest jeszcze pikantniej, bo: „O, cześć wam, panowie! o, cześć wam, posłowie! – O, cześć wam, hrabiowie, magnaty!”). Potem następowały „Międzynarodówka” i zaprzysięgająca zemstę plutokratom „Warszawianka” Wacława Święcickiego. Daszyński stał w oknie wagonu z marsową miną i wzniesioną do góry zaciśniętą pięścią. Kiedy pociąg ruszał, przechodził do salonki, którą jechali deputowani konserwatywni. „A teraz – mówił – możemy już panowie hrabiowie zagrać w wista”.

Nie tylko w Galicji tak bywało. Bernard Singer, najwybitniejszy komentator parlamentarny Polski międzywojennej, wspomina, że dwa były miejsca, w których posłowie zapominali o nienawiściach i waśniach: ogród sejmowy („Tutaj możliwe są wszelkie spotkania. Zagorzały wróg Witosa, Jan Stapiński, prowadzi pod rozłożystym dębem ożywioną rozmowę ze swoim przeciwnikiem...”) i oczywiście bufet: „Pokłóciwszy się na komisji lub na plenum – wchodzisz do bufetu. Tu toczysz przyjemną rozmowę z przeciwnikiem, albowiem podczas jedzenia nie masz obowiązku kłócić się, przeciwnie, tu przepraszają się wszyscy. Jedna »kolejka« załatwia wszystko. Pije poseł Dobija, endek, w ręce Smoły z Wyzwolenia. Całuje się ze wszystkimi posłami poseł Sadzewicz z narodowej demokracji (.

Polityka 7.2002 (2337) z dnia 16.02.2002; Stomma; s. 90
Reklama