Już prawie 700 tys. młodych osób wyjechało za granicę, nie mogąc znaleźć pracy w kraju. Nic dziwnego, że statystyka bezrobocia jest coraz bardziej optymistyczna. W 2003 r. stopa bezrobocia wynosiła 19,1 proc., w 2005 – 17,6 proc., a na koniec tego roku Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej spodziewa się 16,9 proc. Bezrobocie spada, mimo że w ciągu ostatniego roku, według GUS, przybyło zaledwie 135 tys. nowych miejsc pracy. Ale to właśnie wyjeżdżający podrasowują statystykę.
– Nie mogą się zarejestrować jako bezrobotni, ponieważ nie będą w stanie meldować się w powiatowych urzędach pracy, by potwierdzić swoją gotowość do jej podjęcia – mówi Paweł Skutecki z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Warszawie.
UP może żądać wizyt comiesięcznych albo nawet częstszych. Niestawiennictwo i brak jego uzasadnienia w ciągu siedmiu dni oznacza zaś pozbawienie statusu bezrobotnego. Status nie musi oznaczać zasiłku. Wyjeżdżającym za pracą świeżym absolwentom zasiłek się nie należy. Uprawnień do niego nabywa się dopiero po legalnym przepracowaniu w kraju co najmniej roku. Jednak bez statusu bezrobotnego wyjeżdżający nie otrzyma w Narodowym Funduszu Zdrowia dokumentu uprawniającego do bezpłatnego leczenia w krajach Unii. Ci, którzy znaleźli tam pracę legalną, nie mają kłopotów, są ubezpieczeni. Gorzej z tymi, którzy za barem, w kuchni lub przy cudzych dzieciach dorabiają na czarno. W razie choroby czy wypadku muszą płacić lub wracać do kraju i – zanim udadzą się do lekarza – zarejestrować się jako bezrobotni.
W urzędach pracy zarejestrowanych jest obecnie 2,7 mln ludzi bez zatrudnienia. Pocieszające jest to, że i ten wskaźnik jest zawyżony. Ocenia się bowiem, że aż półtora miliona bezrobotnych rodaków ciężko pracuje, tyle że na czarno.