Żeby wizję zrealizować, trzeba ją umieć policzyć, uchwycić mocno w imadło liczb. Zdaniem Łukasiewicza, w polskim biznesie za dużo jest beztroskiego optymizmu, a za mało żmudnego liczenia. On sam optymistą bywa w życiu, w interesach pozostaje realistą, dlatego wiele godzin spędza przy komputerze, do znudzenia konstruując modele, robiąc symulacje.
Jego wizjonerstwo jest metodyczne, dobrze poukładane. – Nawet gdy bierze do ręki najprostsze urządzenie, którego działanie zna doskonale, zawsze zaczyna od przeczytania instrukcji, by móc jego możliwości wykorzystać w pełni – twierdzi Ryszard Paluszkiewicz, długoletni przyjaciel.
Zdaniem Łukasiewicza w biznesie na każdych dziesięć pomysłów osiem zwykle nie wypala. Trzeba wtedy umieć znaleźć błąd, rozebrać klocki i zacząć je składać na nowo, aż wreszcie się uda. – Jest mistrzem w budowaniu z klocków lego. Bawi się nimi razem z synem Edgarem. Składa szybko, starannie i zawsze wychodzi mu to, co zakłada projekt – śmieje się Paluszkiewicz.
W malutkim warszawskim gabinecie biurko Mariusz Łukasiewicz ma czarne, skromne, bo jak powiada, robienie interesów nie polega na wielkości biurek. – Tak naprawdę tu jest całe moje biuro – wyjmuje z szuflady laptopa za 9 tys. zł, za którego pomocą bez trudu kontroluje interes wart dzisiaj 350 mln dolarów. Zapewnia, że dzięki niemu w każdej chwili może ustalić nawet to, ile w zeszłym roku wydano na znaczki pocztowe w oddziale Lukas Banku w Sopocie.
Interes staje na nogi
Znajomi mówią o Łukasiewiczu: charyzmatyczna osobowość, urodzony przywódca, nowa siła w polskiej bankowości. On sam powiada, że o jego sukcesie zadecydowało trochę szczęścia oraz zestaw kilku dość banalnych cech, takich jak pracowitość, umiejętność czytania przepisów, upór.