Lesław, lider, wokalista i gitarzysta zespołu Partia z warszawskiego Żoliborza nie wierzy w śmierć rocka, ogłaszaną już wielokrotnie. Nagrał z Partią trzy płyty, a ostatnia „Żoliborz-Mokotów” w pierwszym tygodniu obecności na rynku rozeszła się w 2 tys. egzemplarzy bez żadnej promocji, co w obecnym czasie należy uznać za komercyjny sukces, tym większy, że zespół Lesława nie korzystał z dystrybucyjnego wsparcia jakiejkolwiek dużej firmy fonograficznej.
– Gramy w klubach, w wielu miastach w Polsce – mówi Lesław – zawsze przy pełnych salach, co najlepiej świadczy, że taka muzyka ma swoich fanów.
Rzeczywiście, kilka miesięcy temu Partia zagrała w warszawskim Wektorze dla 300 osób. Okazało się, że publiczności jest nawet więcej niż tydzień wcześniej, kiedy w tym samym miejscu występowały słynne Brathanki. Lesław nie ma nic przeciwko fali folkowej, której głównym eksponentem są, obok Golec uOrkiestry, właśnie Brathanki. Uważa, że każda muzyka, która odświeża mocno zatęchły w ostatnich latach klimat polskiej estrady i fonografii, winna zyskiwać uznanie. – Publiczność koncertów, słuchacze płyt znudzili się „plastikiem” promowanym przez wielkie wytwórnie – powiada – a przy okazji minęła też moda na pastisze, czyli taką cytowaną stylistykę, jaką uprawiało się zwłaszcza w pierwszej połowie lat 90. Teraz ludzie potrzebują dynamiki i szczerego przekazu i my im to dajemy.
Nowa Partia
Partia jest jedną z niewielu polskich kapel, które grają rockabilly, muzykę, zdawałoby się, zupełnie archaiczną, odłam wczesnego rock and rolla z lat 50. Lesław podkreśla, że nie chodzi bynajmniej o prostą powtórkę z rozrywki, co czyni choćby Józefowicz w teatrze Buffo.