Jeszcze dwa miesiące temu wizyta papieża w Grecji wydawała się nie do pomyślenia ze względu na otwartą niechęć ortodoksyjnego Kościoła. Jan Paweł II przybył tam w klimacie wrogości, by starać się o obietnicę pojednania. Przeprosił za grzechy Kościoła rzymskiego przeciw prawosławnym braciom; padło wielkie słowo „skrucha”, analogiczne do tego, które papież w roku 2000 skierował do żydów w Jerozolimie i w Rzymie. Po raz pierwszy podpisano też wspólną deklarację z ortodoksyjnym patriarchą Aten, która potępia „uciekanie się do przemocy, prozelityzmu i fanatyzmu w imię religii”. W Syrii, znów po raz pierwszy w historii, papież modlił się w meczecie, wzywając chrześcijan, muzułmanów i żydów do wspólnego dzieła pokoju. 81-letni papież, który 20 lat temu cudem przeżył zamach i otarł się o śmierć, a dziś wydaje się zmęczony i kruchy, niezmordowanie stawia nowe znaki czasu. Przeproszenie, pojednanie, pokój – ciągle tak trudne w świecie – zależą od tego, ilu papież znajdzie naśladowców.