Archiwum Polityki

Majątek albo Życie

Pojedynek, a raczej żenująca przepychanka między prezesem PZU SA Zdzisławem Montkiewiczem a ministrem skarbu Wiesławem Kaczmarkiem zakończyła się zwycięstwem tego ostatniego. O obsadzie fotela szefa PZU Życie – spółki zależnej od PZU SA – nie zdecyduje Montkiewicz, ale członkowie rady nadzorczej wskazani przez ministra, na czele z jej nowym przewodniczącym Andrzejem Wieczorkiewiczem. Wtajemniczeni twierdzą jednak, że sytuacja w PZU przypomina przysłowie „złapał Kozak Tatarzyna” i że walka o władzę w tej bogatej firmie lada moment wybuchnie na nowo.

W sytuacji, gdy znacznej części społeczeństwa prywatyzacja kojarzy się głównie ze słowem „złodziejska”, niedotrzymanie umowy wobec konsorcjum Eureko o sprzedaży kolejnej puli akcji nie spotkało się z poważną dezaprobatą. Zwłaszcza że lewicowa władza przekonywała, iż kapitał, jakim dysponuje grupa PZU (ponad 20 mld zł), powinien służyć rozwojowi rodzimej gospodarki. Ale skandale wokół PZU każą wątpić, czy akurat dobro polskiej gospodarki stawia się tu na pierwszym miejscu. Gdyby tak było, to do zarządzania grupą kierowano by najlepszych menedżerów, a motywy obsadzania stanowisk byłyby dla społeczeństwa czytelne. Niestety, dzieje się inaczej.

Stanowiska oficerskie

Każda zmiana któregoś z prezesów grupy PZU odbywa się w atmosferze skandalu. Dość przypomnieć, z jakim trudem odrywano od stanowisk słynną parę Wieczerzak-Jamroży. Ich odejście stało się jednak sygnałem do kolejnej rozgrywki. Po odwołaniu Władysława Jamrożego na czele PZU SA stanął Zygmunt Kostkiewicz. Był to pierwszy od lat prezes, do kompetencji którego nie można było mieć zastrzeżeń. Nie przyszedł znikąd, był szefem największego Powszechnego Towarzystwa Emerytalnego Commercial Union, miał doświadczenie w zarządzaniu sporymi aktywami. Mimo że mianowała go poprzednia ekipa, nowy minister skarbu wydawał się doceniać kompetencje Kostkiewicza. Po powołaniu na szefa PZU Życie Ireneusza Nawrockiego (zastąpił Krzysztofa Mastalerza, przejściowego prezesa, który obejmując jednocześnie prezesurę PZU Asset Management zapewnił sobie roczne zarobki w wysokości co najmniej pół miliona dolarów) wydawało się, że współpraca obu panów może być owocna, a w każdym razie, że w grupie PZU wreszcie zapanuje spokój.

Szybko jednak okazało się, że kadrowym w spółkach publicznych niekoniecznie jest minister skarbu.

Polityka 31.2002 (2361) z dnia 03.08.2002; Kraj; s. 20
Reklama