Lubił życie i trzymał się go do końca. Od ośmiu lat przebywał na zmianę w domu i w szpitalu. Cudem wychodził z najbardziej dramatycznych zdrowotnych opresji. Jechał do szpitala w stanie niemal krytycznym, by następnego dnia czuć się już znacznie lepiej. Po powrocie do domu natychmiast wracał do swoich ulubionych zajęć: lektury pism w kilku językach, oglądania niemieckiej telewizji, dyktowania felietonów. Tym razem było inaczej. Na stronę nicości przechodził stopniowo przez kilka tygodni.
Kiedy podpisywał swoje książki, ustawiały się do niego kolejki. Za każdym razem się dziwił i cieszył, że przychodzi tak wielu ludzi. Był jednym z niewielu pisarzy, mających od lat wiernych fanów. Marek Borowski, polityk, szef SDPL: – W latach 70. Stanisław Lem podpisywał swoje książki na kiermaszu w Warszawie. Przyniosłem cały swój ówczesny zbiór jego dzieł. Podpisał jedną książkę, drugą, trzecią, w końcu, gdy wyciągnąłem bardzo mało znaną sztukę „Yacht Paradise”, spojrzał na mnie i zapytał zdziwiony: Ja to napisałem? Mam w swojej bibliotece 52 książki Stanisława Lema. Czytałem niemal wszystko, co napisał. Jego „Summa technologiae” wprowadziła mnie w krąg pytań dotyczących Ziemi, kosmosu, przyszłości. Jego książki skłaniały do marzeń. Były lekcją przyjaźni i wiary w potęgę człowieka. Kochał maszyny, w porównaniu z którymi człowiek był słaby, ale jednocześnie najmocniejszy. Człowieczeństwo według Lema to suma naszych ułomności. Dzięki niemu ciągle wierzę w człowieka.
Lwowianin
Przed wojną we Lwowie po raz pierwszy przeprowadzono wśród dzieci testy na inteligencję. Najinteligentniejszym dzieckiem okazał się syn lwowskiego laryngologa Staś Lem. W wieku czterech lat nauczył się czytać. Był rozpuszczonym jedynakiem, któremu zakochani rodzice na wszystko pozwalali.