Archiwum Polityki

Krzysztof Penderecki, kompozytor, o swoich „Pasjach” i pasjach

Po czterdziestu latach zadyrygował pan swoją „Pasją wg św. Łukasza” w miejscu jej prawykonania – w katedrze w Münster. Jak pan wspomina pracę nad tym utworem?

To był przełomowy moment w mojej karierze – chyba największe wyzwanie, jakie sobie postawiłem. Teraz pytam siebie, jak mogłem porwać się na taką przygodę. Ale byłem młody i chciałem przeskoczyć samego siebie. Znano mnie jako kompozytora awangardowego, który nigdy wcześniej nie napisał utworu dłuższego niż 10–12 minut. Jednak wielkie formy zawsze mnie fascynowały. Dr Otto Tomek, szef festiwalu w Donaueschingen, zaryzykował i zamówił u mnie „Pasję” w 1962 r., po prawykonaniu „Fluorescencji”, kompozycji skrajnie awangardowej, która nawet na tym festiwalu spotkała się z protestami. Nad „Pasją” rozmyślałem cztery lata, zacząłem od fragmentów chóralnych. Ostatecznym jednak impulsem stał się słynny list biskupów polskich do biskupów niemieckich z listopada 1965 r. i nagonka na Kościół, która potem nastąpiła. Wtedy ruszyłem na dobre z robotą i pisałem w gorączkowym pośpiechu, jednym ciągiem – może dlatego utwór jest tak spójny. Pierwszy szkic powstał 17 grudnia 1965 r., a utwór był gotowy już w końcu stycznia! Teraz byłoby to niewykonalne.

A co pan pisze obecnie?

Od kilku miesięcy pracuję nad „Pasją wg św. Jana”. Nie będzie ona nawiązywać do „Pasji” Łukaszowej – znów chcę przekroczyć siebie. Jednocześnie tworzę szkice do nieukończonej wciąż VI Symfonii. Chcę też dopisać jeszcze pięć pieśni do VIII Symfonii („Pieśni przemijania”) – mam wspaniałe teksty poetyckie, a uważam, że ten utwór powinien trwać przynajmniej godzinę.

Polityka 14.2006 (2549) z dnia 08.04.2006; Kultura; s. 65
Reklama