Na węgierskiej scenie politycznej bój toczą dwa główne obozy, stąd niebywała zaciekłość zmagań przedwyborczych. Z jednej strony Węgierska Partia Socjalistyczna, z odmłodzonym kierownictwem i 45-letnim premierem Ferencem Gyurcsanyem na czele, z drugiej prawicowy FIDESZ, czyli Młodzi Demokraci z 43-letnim liderem opozycji Viktorem Orbanem. Ta partia wchłonęła większość chrześcijańsko-demokratycznych ugrupowań i do wyborów idzie pod nową nazwą – Węgierskiego Stowarzyszenia Obywatelskiego. Są jeszcze liberalni Wolni Demokraci, którzy z socjalistami tworzą obecną koalicję rządową. Pozostałe partie – od komunistów, przez centrum, po skrajnie narodowe – nie przekraczają progu wyborczego.
Komandosi pilnują święta
Kampania położyła się cieniem również na obchodzonej 15 marca rocznicy rewolucji Wiosny Ludów z 1848 r., największym święcie Węgier. Siłą tego narodowego zrywu była jedność, która zaimponowała całej Europie. Przez lata święto było obchodzone wspólnie, ponad podziałami. Teraz każda partia organizuje w Budapeszcie swoje wiece już oddzielnie. Oficjalna uroczystość odbywa się na schodach Muzeum Narodowego – tam, gdzie proklamował powstanie największy poeta węgierskiego romantyzmu Sandor Petöfi. Z urzędu zawsze przemawiał premier, a więc obecnie lider socjalistów – Ferenc Gyurcsany. Nigdy dotąd przebiegu uroczystości nie strzegli komandosi. W tym roku było inaczej, ponieważ dzień, dwa wcześniej, na wiecach wyborczych Węgierskiej Partii Socjalistycznej w Mohacsu oraz w Ostrzyhomiu, gdzie występował Gyurcsany, doszło do brutalnych przepychanek. A wyzwiska, gwizdy i plakaty z napisem „Judasz” tam, gdzie się ostatnio pojawiał, stały się codziennością.
Tego samego dnia wieczorem doszło do kolejnej konfrontacji.