Archiwum Polityki

Burak i mortadela

9 kwietnia Włosi pójdą do urn. Czy kolejny raz zagłosują na Berlusconiego? Czy też mają już dość i oddadzą władzę w ręce rozsądnego, ale trochę flegmatycznego profesora z Bolonii Romano Prodiego?

Co sprawia, że Silvio Berlusconi od ponad 10 lat rządzi włoską sceną polityczną? Jak to się dzieje, że mimo tylu wpadek i nieustającej fali krytyki premier ma ciągle tylu wiernych zwolenników. Trzech autorów, Sergio Bolasco, Nora Galli de’Pratesi oraz Luca Giuliano, napisało książkę „Słowa na wolności”. Analizują w niej kolejne gafy i niewczesne żarty premiera, próbując zgadnąć, które zachowania są spontaniczne, a które stanowią sprytną strategię medialną.

Gracz z błękitnej drużyny

Zapożyczona z boisk piłkarskich nazwa partii Berlusconiego – Forza Italia, czyli Naprzód Włochy – to genialny zabieg. Dzięki niemu każdy kibic zagrzewający do boju włoską drużynę na stadionie jednocześnie wykrzykuje polityczny slogan. Nieprzypadkowo słownictwo związane z piłką stanowi jeden z podstawowych składników retoryki Berlusconiego, a kolorem symbolizującym jego partię jest ten sam błękit, jaki noszą włoscy piłkarze (polityków rządzącej partii Włosi nazywają błękitnymi albo drużyną rządową). Premier sprytnie przywłaszczył sobie symbole będące dziedzictwem wszystkich Włochów i uczynił z nich emblematy swego stronnictwa.

Berlusconi często używa słów związanych z uczuciami, takich jak pocałunki, przyjaźń, serdeczny czy wzruszający. Mówi: „Widziałem po drodze ludzi posyłających mi całusy” albo: „Serdeczne uściski dla wszystkich delegatów, z całego serca wam dziękuję”. „Bossi (szef Ligi Północnej) to mój najlepszy przyjaciel” lub „Bardzo serdecznie pozdrawiam Gianfranco Finiego” (szefa Sojuszu Narodowego). W taki sposób opowiada o swoich sojusznikach z centroprawicy. Podobnego języka używa w kontaktach międzynarodowych („moja osobista przyjaźń z Putinem”).

Według autorów książki, podobna retoryka pomaga ocieplić świat polityki, sprawia, że staje się bliższy zwykłym ludziom.

Polityka 14.2006 (2549) z dnia 08.04.2006; Świat; s. 54
Reklama