Przyjechali autobusami. Na początku spokojni, ale gdy po mszy rozpełzli się po korytarzach i celach, rozdokazywali się jak małe dzieci. Przekrzykiwali się, kto w której celi siedział, kto na jakim łóżku, że numery pozmieniane, a tu bimber był schowany. Jakby im ubyło 20 lat.
„Uważając, że pozostawanie na wolności obywatela (...) zagrażałoby bezpieczeństwu państwa i porządkowi publicznemu przez to, że (...). (np. nawoływał do niepokojów społecznych – MM) na zasadzie art. 42 dekretu z dnia 12.12.81 o ochronie bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego w czasie obowiązywania stanu wojennego postanawia się internować ob. (...) i umieścić go w ośrodku odosobnienia w (...). Komendant Wojewódzki MO”. Po 13 grudnia taki dokument z wpisanym własnym nazwiskiem przeczytało około dziesięciu tysięcy osób. Zapełniły kilkadziesiąt obozów.
Do kryminału też kolejka
Obojętnie skąd wygarnęli – czy wywalili łomem drzwi w domu, czy wtargnęli do siedziby Solidarności – najpierw brali na komendę.
Anatol Lawina, działacz Solidarności jeszcze w latach 70. związany z opozycją, dzisiaj pracownik instytucji państwowej: – Na komisariacie to była mieszanina Pałacu Smolnego z groteską. Harmider, tłok, tramwaj, nie można było wsadzić igły. Każdego z nas prowadziło dwóch, więc powstała gigantyczna kolejka, czyli nadal śmiesznie, bo nawet do pierdla kolejka. Tam nie było świadomości grozy, raczej buta, że tamci zaraz dostaną wpierdol, bo za nami Polska cała stanie. No i pełno znajomych, wielu na cyku, bo to sobota była. Po jednej stronie korytarza my – roześmiani, po drugiej oni – ponurzy.
Marka Nowickiego, wówczas szefa zespołu do spraw technicznej organizacji akcji protestacyjnych (czyli dla władzy – szefa od zadym), a dzisiaj prezesa Komitetu Helsińskiego w Polsce, przewieźli na Mostowo, czyli do Komendy Stołecznej.