Władysław Frasyniuk, UW: – Jest błyskotliwy, inteligentny. Nie ma fantazji, szaleństwa, ale ma świetną żonę. Nie jest człowiekiem, z którym można konie kraść i o tym wie.
Andrzej Olechowski, PO: – To człowiek bez nonsensów, praktyczny, z poczuciem humoru, zdrowym rozsądkiem. No i solidny rockandrollowiec. Byliśmy kiedyś razem na koncercie Joe Cockera.
Mieczysław F. Rakowski, ostatni I sekretarz PZPR: – Jest wielokaratowym brylantem. Należy do kadry wykształconej w latach siedemdziesiątych. To pokolenie zrobiło karierę i jego przykład nie jest niczym niecodziennym.
Wojciech Mojzesowicz, Samoobrona: – Nie ma bezstronnych polityków, a Borowski nie jest wśród nich żadnym wyjątkiem.
Piotr Gadzinowski, SLD: – Jest uroczym salonowcem, warszawką...
Marek Borowski uważa, że nie jest warszawką. Kojarzy mu się ona z grupą ludzi kombinujących, jak tu wyrwać z towarzyskiego tortu jak najwięcej dla siebie. – Owszem, bywam w teatrze, filharmonii, na imprezach sportowych i filantropijnych. Ale to żadna warszawka, poza tym przez dziesięć lat byłem posłem z Piły.
Posłowanie z ziemi pilskiej, które przypadło w udziale urodzonemu i zasiedziałemu warszawiakowi, to według Borowskiego pomysł Aleksandra Kwaśniewskiego. Przed parlamentarnymi wyborami w 1991 r. przyszły prezydent przestrzegał partyjnych kolegów, że z Warszawy wszyscy do Sejmu nie wejdą, trzeba szukać okręgów zastępczych. Niech zatem kandydaci przypomną sobie o jakichś dawnych korzeniach, rodzinie w terenie itp. – Ja nie miałem do tego głowy – opowiada Borowski – zwłaszcza że Kwaśniewski zapewnił mnie, iż ma dla mnie świetny region. I on nagle mówi Pilskie.