Archiwum Polityki

Polska na zasiłku

Ponad 20 mln Polaków korzysta z różnego rodzaju zasiłków. Dla 10 mln są one jedynym lub głównym źródłem utrzymania. Pieniądze na te zasiłki daje – poprzez Zakład Ubezpieczeń Społecznych, Kasy Rolniczych Ubezpieczeń Społecznych, pomoc społeczną, fundusz alimentacyjny oraz pozarządowe, dotowane z budżetu państwa organizacje charytatywne – 14 mln pracujących i płacących podatki. Chyba każdy zasiłkobiorca uważa, że ta pomoc mu się należy, wielu uznało ją za sposób na życie. W ustawie budżetowej na 2002 r. dział „opieka społeczna” – 14,6 mld zł, czyli ponad 10 proc. dochodów budżetu państwa – znalazł się na drugim miejscu pod względem wydatków po obowiązkowych ubezpieczeniach społecznych – 53,1 mld zł. Opieka społeczna kosztuje podatnika więcej niż nauka, oświata i wychowanie, wymiar sprawiedliwości i ochrona zdrowia razem wzięte. W rzeczywistości jednak – jak wynika z naszych obliczeń – kosztuje podatników grubo ponad 50 mld zł. Według różnych szacunków suma zasiłków wyłudzonych wynosi rocznie od 6 do 17 mld zł.

Mariola K., l. 19, z Warszawy, gdy dwa lata temu kończyła zawodową handlówkę, już miała zaplanowane następne pół roku życia. Pójdzie na zasiłek dla absolwentów. Tak jak prawie wszystkie jej koleżanki i koledzy. Nie będzie przecież w supermarkecie tyrać w piątek i świątek za 700 czy 800 zł. Kiedy zasiłek się skończy – planowała – zacznie rozglądać się za pracą. No, chyba że wcześniej trafiłoby się coś zupełnie super. W ekskluzywnym butiku czy coś takiego. Bo Mariola K. z wykształcenia jest sprzedawczynią.

Nic super się nie trafiło, ale w dyskotece poznała Rafała. On był po technikum budowlanym i także na zasiłku dla absolwentów. Kiedy okazało się, że Mariola jest w ciąży – pobrali się. – Wesele było skromne – wspomina jakby z żalem – wszystkiego czterdzieści parę osób. Ale i tak kosztowało kilka razy więcej niż nasze półroczne zasiłki razem wzięte. Zapłacili rodzice. Pomagają nam zresztą do dzisiaj.

Młodzi zamieszkali w kawalerce po babci Rafała, na Ochocie. Mariola nosiła już spory brzuszek, gdy zjawił się u nich Marek, kolega Rafała z siłowni. Dowiedział się, że Mariola nie pracuje i mówi: ludki, kurde, myślcie trochę do przodu. I obiecał załatwić Marioli nie tyle pracę, bo przecież będąc w zaawansowanej ciąży żadnej pracy by nie podjęła, co zasiłek macierzyński. Oficjalnie więc Mariola została kierowniczką z pensją 2000 zł w spółce znajomego kolegi Marka, który zatrudnia na czarno Ukraińców, Rosjan i Białorusinów i właśnie potrzebował jakiejś krajowej, ale martwej duszy. Musiała mu jeszcze zapłacić 150 zł na składkę w ZUS, gdzie następnego dnia zgłosił nowego pracownika, czyli ją.

Miesiąc później, w grudniu ub.r., urodził się Adaś (– To na cześć Adama Małysza, bo Rafi jest strasznym kibicem – wyjaśnia Mariola) i ZUS wypłacił zasiłek porodowy (ponad 400 zł).

Polityka 17.2002 (2347) z dnia 27.04.2002; Raport; s. 3
Reklama