Zakończony niedawno 27 Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu to kolejny dowód przesilenia, które dotyczy nie tylko zjawisk tradycyjnie kojarzonych z teatrem muzycznym.
Festiwal ma już prawie 30 lat. Powstawał w czasie, kiedy gierkowska propaganda za pomocą radia i telewizji przekonywała, że „Polska rośnie w siłę, a ludzie żyją dostatniej”. Jak pisze Jan Poprawa w książce dokumentującej dorobek dwudziestu pięciu edycji PPA, rok debiutu festiwalu (1976) „to nie był dobry rok” również dla branży rozrywkowej: królowała estradowa tandeta, a w czerwcu, kiedy zomowcy pałowali robotników, rozbrzmiewała w Opolu radosna piosenka „Od rana mam dobry humor”, notabene autorstwa Andrzeja Kuryły, współtwórcy wrocławskiego przeglądu.
Impreza wrocławska od początku miała być artystycznym kontrapunktem dla peerelowskiej wersji kultury masowej. Najpierw nazywała się Przeglądem Piosenki Literackiej, potem Przeglądem Piosenki Aktorsko-Literackiej i dopiero od trzeciej odsłony przyjęła aktualną do dziś nazwę Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Gwiazdami tego festiwalu bywali śpiewający aktorzy, ale też piosenkarze-balladziści jak Elżbieta Adamiak, Jacek Kaczmarski, Roman Kołakowski i inni przedstawiciele tak zwanej piosenki autorskiej. Przyjeżdżał tu z recitalami Marek Grechuta, Wojciech Młynarski, Czesław Niemen, ale też Maryla Rodowicz. Pod koniec lat 80. zaczęły zjeżdżać na festiwal przedstawienia musicalowe. Oglądała to wszystko głównie publiczność inteligencka i młodointeligencka – fani Stachury, Wojaczka, Jazzu nad Odrą tudzież konkurencyjnego dla PPA krakowskiego Festiwalu Piosenki Studenckiej.
Ustalił się jednak swoisty kanon, artystyczne praźródło,
do którego przez długie lata odwoływali się mniej i bardziej utalentowani uczestnicy imprezy.