Za minionym latem tęsknię nie tylko z tego powodu, że było to ostatnie lato ludzkości przed 11 września. Tęsknię na przykład za wakacyjną zabawą w pisanie, jaką na łamach „Polityki” prowadziłem z czytelnikami. Przyznawałem tam „frazę tygodnia” i teraz, kiedy czytam dawane przez literackich zawodowców opisy nowego świata, nowego, bo ponoć po 11 września zmienionego nie do poznania, i kiedy widzę w tych opisach prawie same „frazy tygodnia”, moja nostalgia ulega wzmożeniu. Czyli z powodów zarówno sentymentalnych jak i merytorycznych wznawiam „frazę tygodnia” i będę ją co pewien czas, mniej lub bardziej regularnie, za rzucające się w oczy wybryki piśmiennicze przyznawał. Jako pierwszy zaszczytny ten tytuł otrzymuje poeta Jacek Podsiadło, który na łamach „Przekroju” (42) dłuższy wywód o własnej niemożności (głównie bojowej) kończy następującą frazą: „...odkąd przeczytałem rozpaczliwy poemat Wiesława Kazaneckiego będący wyliczanką okrucieństw z pierwszych stron gazet i z agencyjnych ciapków, pojąłem, że nic nie mogę zrobić”. Komentuję to następująco: należy po pierwsze staranniej dobierać lektury, po drugie nie histeryzować w związku z ich oddziaływaniem. Jak Podsiadło po lekturze Kazaneckiego nie może nic zrobić, to co się z nim stanie, jak kiedyś przeczyta Dostojewskiego? Umrze czy jak? Może niech faktycznie ze swoją wrażliwością poprzestanie na Kazaneckim.
Na okładce mojej „Polityki” też fraza poetycko efektowna: „Groza, którą rozsiali terroryści, jest gorsza niż wąglik”. Bez przesady. Jeśli o mnie chodzi, wolę się bać, niż mieć wąglika. Tym bardziej że jak na razie mój, nasz strach jest tak umiarkowany, że aż przyjemny.