Kłodziska, wieś pod Wronkami, gospodarstwo Dziubałów. Maria, żona Bogdana, pokazuje pusty chlew, oborę z jedną krową i walące się zabudowania: – Oto do czego doszliśmy.
Miało być inaczej. Początek lat 90. Dziubała z zawodu fryzjer, z zamiłowania rolnik, dokupuje ziemi, ma już ponad 14 ha. W chlewie kilkaset świń, w oborze stado krów. Na pastwisku 30 koni pod wierzch. Idzie nieźle, ale może być lepiej. Znajomy dyrektor banku spółdzielczego namawia: Bogdan, jest interes, ja ci to załatwię. Dziubała bierze kredyt i kupuje kawałek ziemi z budynkiem po byłej mleczarni oraz maszyny. Zatrudnia 10 ludzi. Rusza produkcja syropów owocowych. Na początku jest zbyt, Dziubała swoje wyroby nawet eksportuje, bo syropy kupują Litwini. Ale odsetki lawinowo narastają, rynek już nie chce syropów, firma Fructus dusi się w pętli długów i umiera. Budynek zajmuje komornik. Bank domaga się spłaty, ale dłużnik nie ma ani grosza.
Na horyzoncie pojawia się Andrzej Lepper. Oto człowiek opatrznościowy, myśli Dziubała. Spotyka się z liderem Samoobrony, opowiada o kłopotach. Lepper obiecuje ratunek, ale pod jednym warunkiem. Najpierw Dziubała musi pomóc jemu. Prosta sprawa, trwa kampania wyborcza 1993 r., trzeba zdobywać głosy.
Lepper: spal ten bank
Lepper doradza Bogdanowi: przepędź komornika, a jak trzeba, to spal bank, co ci będą bruździć. Dziubała jeszcze wierzy wodzowi, organizuje pikietę przed własną, chociaż już opieczętowaną na rzecz banku, firmą; za tę pikietę cztery lata później dostanie pierwszy wyrok – tysiąc złotych grzywny. Ja ci pomogę, obiecuje przewodniczący, załatwię ci restrukturyzację długu i preferencyjny kredyt, ale wiesz, rozumiesz, to kosztuje. Dziubała rozumie. Kilka lat później doniesie na Leppera do prokuratury. Oskarży go o wymuszenie łapówki wysokości 25 tys.