Archiwum Polityki

Miasto demonów

Rozmowa z Davidem Lynchem, reżyserem „Miasteczka Twin Peaks”

Mimo negatywnych doświadczeń, wyniesionych z pracy w telewizji nad serialem „Miasteczko Twin Peaks”, podjął się pan nakręcenia kolejnej ambitnej opery mydlanej, „Mulholland Drive”. Serial jednak nie powstał, dlaczego?

„Mulholland Drive” zamówiła amerykańska sieć ABC, ta sama, która produkowała „Miasteczko Twin Peaks”. Po obejrzeniu odcinka pilotowego zerwano umowę. Z trudnej sytuacji wyciągnął mnie Pierre Edelman, przyjaciel i producent z Canal Plus. Podsunął pomysł, byśmy opierając się na materiale telewizyjnym zrobili film kinowy. Pilot miał otwartą konstrukcję. Pojawiało się w nim mnóstwo postaci. Do wielu pomysłów byłem przywiązany. Nie bardzo wierzyłem, że tak skomplikowaną, wielowątkową historię uda się przerobić na normalny film.

Zamiast telewizyjnego melodramatu o nieukaranej zbrodni powstał postmodernistyczny, przerażająco okrutny film o Hollywood.

Tak, zmieniłem w tej historii wiele. Aż 70 proc. zdjęć musieliśmy nakręcić od nowa. Pamiętam, jakie wrażenie wywarła na mnie opowieść przeczytana w jakimś pisemku z lat 30. 24-letnia dziewczyna, pragnąca zostać gwiazdą, uciekła z domu i zamieszkała w Los Angeles. Nie była tak szczupła jak znane aktorki, więc postanowiła się odchudzić. Myślała, że to jej pomoże w karierze. I zagłodziła się na śmierć. Jej ciało, zjedzone do połowy przez psy, znaleziono po kilku dniach. O hollywoodzkiej fabryce snów nakręcono tysiące filmów. Żaden nie mówi prawdy. Mój pewnie też nie.

Hollywood uchodzi za siedlisko moralnego upadku. W pana filmach fascynacja tym światem wydaje się bardzo silna. Co pana do niego przyciąga?

Hollywood to abstrakcja. Nierzeczywistość. Przeszłość znaczy tu więcej niż teraźniejszość.

Polityka 2.2002 (2332) z dnia 12.01.2002; Kultura; s. 48
Reklama