Sroczyńscy mieszkają w domku przy drodze we wsi Smarzewo na Kujawach. Najstarszy z rodziny, Henryk, przepracował zdrowe lata przy budowie dróg. Rano wychodził do pracy. W domu czekała żona Felicja: odwieczny porządek rzeczy między mężczyzną i kobietą, który teraz zanika.
Ich córka Maria nigdzie nie pracuje. Ma wykształcenie podstawowe. Leczy się na nowotwór. Jej mąż, malarz budowlany, czasem wychodzi na dorywcze roboty.
Trzech synów Marii, a wnuków Henryka i Felicji, nie pracuje. Jeden jest stolarzem. Jest w ich okolicy wielu, co wskazuje, że działa tu blisko szkoła zawodowa, która produkuje bezrobotnych takiej specjalności. Mało tego, istniała tu w pobliżu czas jakiś społeczna szkoła zawodowa. Ludzie płacili za kształcenie swych dzieci na bezrobotnych. Drugi syn Marii, a wnuk Felicji, ma padaczkę poalkoholową. I z tego powodu rentę. To na niego babcia Felicja przepisze dom, bo jest chory. Trzeci syn Marii, bez zawodu, też nie pracuje. Żona po szkole zasadniczej, choć nie po żadnej obróbce skrawaniem albo innym ślusarstwie, lecz o specjalności sprzedawczyni, to jednak i tak nie ma pracy. Mają małą córkę, przyszłą bezrobotną, jeśli jakiś nauczyciel nie wtłoczy w nią lepszej szkoły i nie pomoże wyrwać się z kredowego koła. Maria ma także córkę Ninę, po zasadniczej krawieckiej. Jak wyżej. Nina ma narzeczonego. Wyszłaby za mąż, ale nie ma pieniędzy ani na ślub, ani na życie po nim. Narzeczony – też bez pracy.
Mężczyźni piją. Teraz się wśród bezrobotnych pomieszało. Nie wiadomo czy piją, bo nie pracują, czy nie mogą znaleźć pracy, bo piją. Bóg raczy wiedzieć za co.
Mają trochę kur. Warzywa, ziemniaki, mleko, mięso, wszystko co do jedzenia – kupują w sklepie. Nie mają ziemi. Mogliby jakiś zagon wydzierżawić. Ale się nie opłaca. Trzeba by dzierżawę odrabiać u właściciela.