Jan Paweł II ósmy raz pielgrzymuje do ojczyzny. Trzy razy przyjeżdżał do Polski Ludowej, cztery do wolnej Rzeczpospolitej. Pierwsza pielgrzymka (1979) była triumfem. Zaskoczył on i przeraził ekipę Edwarda Gierka. Katolicy „się policzyli”, ale policzyły ich także tajne służby i szefostwo partii. Miało to ten dobry skutek, że ówczesna władza nie zdecydowała się użyć siły, gdy w rok później 10 mln Polaków, manifestujących swoje przywiązanie do Kościoła, zażądało socjalizmu z ludzką twarzą (bo przecież nie kapitalizmu) i niepodległości.
Dwie następne wizyty (1983, 1987), mimo zgniecenia Solidarności, podtrzymały nadzieję na dokończenie pokojowej rewolucji robotniczej. Przeciwdziałały dezintegracji społecznej. Zapamiętano z tamtych pielgrzymek papieża mówiącego w Belwederze o nieustającej konieczności odnowy społecznej (1983) i wzywającego do solidarności narodowej („jeden drugiego brzemiona noście”, 1987), przygarniającego matkę zamordowanego w stanie wojennym Grzegorza Przemyka (1983) i modlącego się u grobu ks. Jerzego Popiełuszki (1987).
Ci, którzy nadal wierzyli, że „wiosna będzie nasza”, przechodzili do porządku nad spotkaniami papieża z dostojnikami Polski gen. Jaruzelskiego. Swoją gorycz odreagowywali na prymasie Józefie Glempie. Prasa podziemna krytykowała go za kunktatorstwo względem reżimu i pacyfikowanie radykalizmu wśród działaczy opozycyjnych i sympatyzujących z nimi niektórych księży.
Nieudana pielgrzymka
Jak na ironię, pielgrzymka wkrótce po demontażu PRL (1991) była wyjątkiem od reguły, że cała Polska kocha i słucha papieża-Polaka. Prezydentem był Lech Wałęsa, premierem – Jan Krzysztof Bielecki. Wałęsa całował papieża w pierścień i nosił w klapie maryjną plakietkę – tak jak podczas strajków Sierpnia 1980.