Archiwum Polityki

Teoria zatopionego statku

W tej powieści jest tajemnica i przygoda, życiowy rozbitek i intrygująca kobieta, zatopiona brygantyna i mroczna historia sprzed wieków. Wydane właśnie „Cmentarzysko bezimiennych statków” Arturo Péreza-Reverte, jednego z najinteligentniejszych i najpoczytniejszych pisarzy współczesnych, kontynuuje najlepsze tradycje europejskiej powieści.

Historia zaczyna się tak: w prestiżowym domu aukcyjnym w Barcelonie licytowany jest atlas morski z 1751 r. Dzieło XVIII-wiecznej kartografii trafia w ręce Tánger Soto z Muzeum Morskiego w Madrycie. Chwilę później Coy – oficer marynarki oskarżony o spowodowanie katastrofy na morzu i główny bohater powieści – staje się świadkiem kłótni między dwojgiem uczestników zażartej licytacji.

A potem, jak na rasową prozę przygodową przystało, powabna Tánger prosi marynarza skazanego na przymusowy pobyt wśród szczurów lądowych o pomoc. A chodzi, bagatela, o odnalezienie brygantyny „Gloria Dei”, która zatonęła u wybrzeży Hiszpanii w lutym 1767 r. Sprawę całą komplikuje obecność osób trzecich – zawodowego poszukiwacza skarbów Nino Palermo i karłowatego Argentyńczyka Horacio Kiskorosa – pozbawionego skrupułów, za to nadzwyczaj sprawnie władającego nożem sprężynowym.

Cała gromadka szuka statku zatopionego po ataku piratów dwa miesiące przed tym, nim przychylny Oświeceniu król Karol III zarządził konfiskatę dóbr jezuitów w Hiszpanii i w jej terytoriach zamorskich. Z pewnego dokumentu wiadomo, że na liście pasażerów „Gloria Dei” znajdowali się incognito wpływowi przedstawiciele Towarzystwa Jezusowego i można przypuszczać, że przewozili z Hawany coś, co miało zmienić bieg dramatycznej dla zakonu historii. I by nie spalić tej opowieści, o co w tym przypadku równie łatwo jak w źle opowiadanym dowcipie, poprzestańmy na wzmiance o liście z czasów Karola III: „lecz Boska sprawiedliwość nie pozwoliła, by »Dei Gloria« dotarła do celu z ludźmi i tajemnicą, jaką przewoziła”.

Polityka 45.2001 (2323) z dnia 10.11.2001; Kultura; s. 44
Reklama