Archiwum Polityki

Czas stanął w Mamai

Przed wojną mieliśmy z Rumunią wspólną granicę. W socjalizmie – wspólne interesy. Oni mieli ciepłe morze i słońce, my – potrzebę spędzenia bezdewizowych wakacji. Teraz łączą nas jedynie wspomnienia.

Dziś, gdyby ktokolwiek przyznał, że zamierza dobrowolnie spędzić urlop na rumuńskim wybrzeżu, wzięto by go za wariata. Rumunia od lat ma złą prasę: żebrzące dzieci, kradnący Cyganie, niebezpieczne drogi, gdzie czają się zbójcy, skorumpowani celnicy i policjanci. To codzienność. Zachodni inwestorzy też trzymają się z dala. Rumunia wciąż jest dla nich krajem wielkiego ryzyka, nieopanowanej inflacji, krajem Drakuli i Securitate.

Pięknie i tanio

Kiedyś wszystko wyglądało inaczej. Mamaja na przykład była dla snobów. „Ach, Mamaja!” – wzdychało się w towarzystwie i brzmiało to intrygująco egzotycznie. W Mamai była piękna plaża, luksusowe, jak na owe czasy, hotele, alejki wzdłuż wybrzeża oraz jezioro. Do obowiązków należało przypłynąć statkiem wycieczkowym na wyspę Ovidiu, gdzie były słynne z dobrej obsługi i wyżerki restauracje. Było tam mnóstwo turystów, zwłaszcza Niemców, których przyciągała dodatkowo bliskość Konstancy. W Konstancy już w XIX w. odpoczywali arystokraci z całej Europy.

Rumunia była mniej proletariacka niż Bułgaria. Nie mówiło się tu po rosyjsku, bo Rumuni manifestowali swą odrębność w Układzie Warszawskim i RWPG. Rosyjscy turyści też tutaj nie przyjeżdżali. Sklepowe półki, przynajmniej na wybrzeżu, uginały się od dobrobytu, była szynka, salami i rozmaitość serów. Białe i ciemne winogrona piętrzyły się w skrzynkach, arbuzy i melony były prawie za darmo, a brzoskwinie osiągały wielkość deserowych spodków. Wszystko było tu tanie, mogliśmy się więc czuć w Rumunii jak drobni milionerzy. Kiedy po agresji na Czechosłowację Związek Radziecki otworzył tranzyt przez swe terytorium i uruchomił przejścia graniczne drogowe i kolejowe, Rumunia jeszcze bardziej się do nas przybliżyła. Do Konstancy i Mangalii, wzdłuż całego wybrzeża, jeździły pociągi z Warszawy i Krakowa.

Polityka 35.2002 (2365) z dnia 31.08.2002; Społeczeństwo; s. 84
Reklama