Archiwum Polityki

Dopływ pustynnej rzeki

Nie, wcale nie jesteśmy dziwnym krajem. Tylko specyfika u nas inna, stąd to niestosowne podejrzenie. Przeczytałem, że w pewnej spółce zalęgli się złodzieje.
– To prawda? – zapytałem znajomego, który właśnie tam pracował.
– Ależ skąd – odparł. – Pan myśli, że uczciwi dopuściliby ich do kasy?

W konfesyjnej prasie i na nabożnych falach eteru gromiono „kochających inaczej”. Podkreślając, że akurat w tej kwestii nie ma mowy o tolerancji. No i co się okazało? Sytuacja zmieniła się – nie do poznania. To znaczy – po Poznaniu okazało się, że Firma okazuje wiele cierpliwości (dwa lata) gejom ostentacyjnym. Bywa także dla nich tolerancyjna. Pod warunkiem, że piastują wysokie kościelne urzędy, z których w końcu trzeba ich odwołać. Wtedy prawdziwymi winnymi są pismacy: poinformowali opinię „Ukamienowali biskupa” (tytuł z „Naszego Dziennika”). To ich pyta się o intencje. Te zaś, wnioskując z pytania – są brudne, niecne i szmatławe, bo przecież ktoś musiał za nimi stać, ukryty w bezpiecznym cieniu.

Nie, wcale nie jesteśmy dziwnym krajem. Czcimy artystów, wybaczając im ludzkie słabości i karierowe defekty w ileś tam lat po śmierci. Przykładem niedawna feta na cześć Tadeusza Łomnickiego. Jedyna przykrość – wdowa, obdarzona pamięcią – kto jak się zachowywał, kto kopał grób wielkości. Ale czy to łatwo u nas być wdową – po? Obowiązują dwa modele zachowania: albo Wdowa Cierpiętnicza z Grottgera, albo Wesoła Wdówka. To doprawdy pech spóźnionych o dziesięć lat żałobników, że Maria Bojarska wybrała wariant trzeci – własny, odrębny, niewygodny. Przyjemniej czci się geniuszy zmarłych tak dawno, że nikt nie dogląda grabarzy, nie koryguje treści nekrologów.

Polityka 10.2002 (2340) z dnia 09.03.2002; Groński; s. 97
Reklama