Temu brakowi emocji dziwić się nie należy, bowiem lektura poselskich oświadczeń majątkowych jest wyjątkowo nudna. Trzeba przebrnąć przez cztery strony pytań i odpowiedzi, czasem posiłkując się lupą i wyobraźnią, by zrozumieć, co poseł chciał zeznać. Generalnie bowiem stwierdzić trzeba, że ze sztuką kaligrafii u wybrańców narodu raczej marnie. Jeżeli jednak przebrnie się już przez pierwszą setkę oświadczeń, okazuje się, że może to być lektura pasjonująca, skłaniająca do poważnych i różnorakich uogólnień. Po przeczytaniu dwustu oświadczeń ma się już pewność, że obcuje się ze zbiorowością bardzo ciekawą i posiadającą nad podziw dużo cech wspólnych.
Oszczędności i nieruchomości
Niewątpliwie najbardziej emocjonująca w oświadczeniu jest strona pierwsza, na której trzeba zeznać, czy ma się oszczędności w złotych polskich i walutach obcych, dom, mieszkanie, inne nieruchomości lub gospodarstwo rolne oraz jaki przychód i dochód się z niego osiąga. Jeśli idzie o oszczędności, to ma je w gruncie rzeczy grupa posłów lewicowych i Platformy Obywatelskiej, prawie zupełnie pozbawieni oszczędności są posłowie Prawa i Sprawiedliwości, którzy są na dodatek solidnie zadłużeni, głównie skutkiem solidarnego poręczenia kredytu na kampanię wyborczą. I tak poseł, który ma w banku jeden tysiąc złotych, poręczył aż 100 tys. kredytu. Oszczędzający nie są grupą liczebnie przytłaczającą. Wprost przeciwnie, przeciętny poseł oszczędności nie ma lub ma kilka, kilkanaście tysięcy złotych. Dolarowe oszczędności są rzadkie, w kilkunastu przypadkach oszczędności ulokowano w markach.
Posłowie nie mają oszczędności, mają jednak domy i mieszkania. Uważna lektura oświadczeń majątkowych skłania do dość nieoczekiwanego wniosku. Oto w ramach parlamentu funkcjonuje rynek nieruchomości zupełnie niezależny od pozaparlamentarnego.