Archiwum Polityki

Łże-reżyser?

W rocznicę śmierci Kieślowskiego wrócił spór o jego związki z PRL

Przez telewizję idzie serial filmów Krzysztofa Kieślowskiego, którego śmierć 10 lat temu dała dzisiaj rocznicową okazję, by wrócić do tej postaci i do dorobku, który po sobie pozostawiła. Miałem nawet okazję wziąć udział w interesującej dyskusji w TVP Kultura wokół tematu, jakie wielki reżyser zostawił po sobie świadectwo PRL i jak sam w tenże PRL był uwikłany. Na jakie kompromisy i wojny musiał iść, jak wybierał tematy, jakie strony i obszary rzeczywistości lat 70. (bo wtedy przede wszystkim zajmował się tak zwanym dokumentem) próbował pokazać i jakie wreszcie na tym polu odniósł artystyczne sukcesy i porażki.

Dla tej oceny pomocne były i nadal są wypowiedzi autobiograficzne artysty, spisane w początku lat 90., w których nie szczędzi sam sobie krytycznych ocen i szczerze opowiada o różnych kulisach powstawania poszczególnych filmów, o ich drodze do widzów, często po wielu latach, gdyż niektóre z nich trafiały na półki, zatrzymane przez cenzorów, a nie do kin. Albo trafiały wyłącznie do widzów specjalnych, jak chociażby genialny „Życiorys”, który był pokazywany tylko na zebraniach partyjnych, jako że był reportażem ukazującym ciężką pracę Komisji Kontroli Partyjnej, która przesłuchuje – jak można przypuszczać, wręcz modelowo – nie-subordynowanego, wątpiącego i zagubionego członka partii.

W tym filmie, jak i w wielu jeszcze innych, Krzysztof Kieślowski zawsze był wierny jednej zasadzie: rzeczywistość należy poznać, dać jej świadectwo, zrozumieć ją we wszystkich miejscach, w jakich ona istnieje. Także w głowach ludzi i w ich duszach. Także w głowie upiornego portiera, który chciałby żyć w świecie ułożonym i działającym wedle regulaminów z zakładu karnego, także w głowie sekretarza partii czy dyrektora fabryki, którzy mogą przecież mieć swoje jakieś autentyczne przekonania i swoje wyobrażenia prawdy i sprawiedliwości.

Polityka 12.2006 (2547) z dnia 25.03.2006; Komentarze; s. 19
Reklama