Wcentrum Torunia, nad Wisłą, w zamkniętej klatce siedzi prawie sto łabędzi. W stadzie stwierdzono ptasią grypę. Weterynarze chcą ptaki wybić, ale łabędzie są pod ochroną. Ministerstwo Środowiska miota się i nie wie, jak sprawę zakończyć.
Padło już sześć łabędzi. U trzech wykryto najbardziej zjadliwą formę wirusa H5N1. U co piątego aresztanta Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach stwierdził ptasią grypę typu H5.
– W unijnej dyrektywie nr 115 nie ma precyzyjnych procedur – twierdzi zastępca głównego lekarza weterynarii dr Janusz Związek. – Dokument mówi o wprowadzeniu stref ochronnych, o rygorach wobec produktów z mięsa dzikich ptaków. Przepisów o samym zwalczaniu choroby u dzikich ptaków, zwłaszcza chronionych, nie mamy. Trzeba wykorzystywać już istniejące regulacje. Przewidują one nie tylko zamknięcie stada, ale nawet możliwość eutanazji. W Toruniu jest ona konieczna. Tylko uśpienie stada spowoduje zamknięcie ogniska choroby.
Toruński sztab kryzysowy zwrócił się do ministra środowiska. Odpowiedział p.o. dyrektora Departamentu Ochrony Przyrody w MŚ Krzysztof Lissowski. Zażądał podania podstaw prawnych odizolowania łabędzi. Przypomniał, że to gatunek ściśle chroniony i wszystko, co z łabędziami się dzieje, musi być uzgodnione z resortem. Skoro ptaki są już w klatce – zabijać ich nie należy. Główny lekarz weterynarii dr Krzysztof Jażdżewski nie ma jednak wątpliwości: – Stado musi być wybite. Ustawa o ochronie przyrody pozwala na depopulację chronionych gatunków, jeśli przemawia za tym interes zdrowia i bezpieczeństwa powszechnego oraz konieczność ograniczenia poważnych szkód w gospodarce, szczególnie rolnej. Piszemy właśnie wniosek do ministra o zgodę na eutanazję. Ptaki zginą od barbituranów, podanych w dopotylicznym zastrzyku.