Prezydent Lech Kaczyński już w kampanii wyborczej zapowiadał ograniczenie liczby oraz zmianę zasad nadawania odznaczeń. Przyznawane mają być za faktyczne i do tego wybitne zasługi. Mają też wyrównać historyczne rachunki poprzez docenienie zapomnianych lub pomijanych dotąd, z politycznych niekiedy powodów, bohaterów. Tych ostatnich poznaliśmy 3 maja, kiedy prezydent wręczył ponad 80 orderów – jak sam powiedział, przedstawicielom trzech konspiracji. Z licznych komentarzy wygłaszanych przez Lecha Kaczyńskiego wynika, że nadawanie orderów jest częścią polityki PiS.
W majowe święto Kaczyński przyznał m.in. trzy najwyższe odznaczenia – Ordery Orła Białego. Błękitnymi szarfami z orderowymi gwiazdami przepasał Annę Walentynowicz (słynną suwnicową ze stoczni gdańskiej, której dyscyplinarne zwolnienie z pracy stało się bezpośrednią przyczyną wybuchu sierpniowego strajku), Andrzeja Gwiazdę (działacza Wolnych Związków Zawodowych, a później Solidarności, który parę lat spędził w peerelowskich więzieniach) oraz arcybiskupa seniora Ignacego Tokarczuka (znanego z twardego stanowiska w kontaktach z peerelowską władzą, bez jej zgody wybudował kilkaset kościołów w swojej diecezji).
Powszechne zainteresowanie wzbudziły dwie pierwsze odznaczone osoby. Ich historycznych zasług nikt nie kwestionuje. Natomiast nadanie im najwyższego orderu odczytać można jako danie satysfakcji wielu osobom – nie tylko Walentynowicz i Gwieździe – które walczyły o suwerenną i demokratyczną Polskę, potem nie pogodziły się z kierunkiem zachodzących po 1989 r. przemian, a wiatr historii zepchnął je na margines życia publicznego. Często przyczyn osobistej porażki dopatrują się one w spiskowej teorii dziejów czy zarzucanej niektórym przywódcom Sierpnia agenturalnej przeszłości.