Archiwum Polityki

Sen o Warszawie

Maja. Oraz Marek, Grzegorz i Krzysztof. Właściwie rówieśnicy, właściwie takie same życiorysy za nimi i podobne marzenia przed nimi. Urodzili się na prowincji, takiej bez szans, bez perspektyw, gdzie młodość schodzi na marzeniach, żeby się wyrwać, żeby do Warszawy, żeby coś osiągnąć. Los wyznaczył im spotkanie w Warszawie. 3 marca 2001 r., w Kredyt Banku przy ul. Żelaznej. Majka z Cierzpięt to jedna z czterech ofiar. Marek R. (Falu), Grzegorz Sz. (Tylu) i Krzysztof M. (Matys) z Łochowa to mordercy.

WARSZAWA. W kolorowym, rozgadanym tłumie kłębiącym się rano przed wejściem na salę sądową łatwo go zauważyć: krępy, w szarym garniturze, z nieruchomą twarzą, czeka z boku na ławce. Trzeciego dnia procesu niewiele się dowie, jeszcze mniej powie, popatrzy tylko kolejny raz w oczy morderców córki. – Jestem zmęczony tym sądem – mówi Stanisław Młynarski, rolnik z Cierzpięt pod Mrągowem, ojciec Marii, albo – rodzinnie – Maji, której rok temu jeden strzał i ciosy kolbą odebrały życie, nabierające właśnie kształtu bliskiego marzeniom.

– Przyjechałem, bo chciałem ich zobaczyć. Dowiedzieć się, co mówiła przed śmiercią. Przecież musiała coś powiedzieć. Ale oni milczą, a w sądzie cały czas powtarzają, że mają prawo nic nie mówić. Stanisław Młynarski odbiera z szatni sportową torbę, w której zawiezie żonie do obejrzenia znienawidzone twarze, nagrane na kasetę wideo.

Inna kaseta zapamiętała pogrzeb – dla jednej z sióstr Majki, Reginy, tej w Stanach. Ale nie chciała oglądać.

W styczniu ojciec pojechał do Warszawy, nakręcił pustą, zimną podłogę Kredyt Banku. Też nikt nie chciał oglądać. Więc wykasował.

Siostra Majki, Ula: – Ledwo wytrzymałam pierwszy dzień procesu. Dziennikarze, depczący sobie po głowach, podtykający mi mikrofony. Obrzydliwe medyczno-techniczne sformułowania o ciałach, o krwi, o mazi. I te twarze naprzeciwko, wyrachowane, bez cienia żalu. Na filmie z wizji lokalnej oni się zachowywali jak profesjonalni aktorzy. Bez emocji.

ŁOCHÓW. Szok, szok, szok – mówi Łochów, sześciotysięczne miasteczko, 70 km na północny wschód od Warszawy. Bo żeby to byli jacyś menele. Łobuzy, co zaczynały od małego, a skończyły w Kredyt Banku.

Polityka 11.2002 (2341) z dnia 16.03.2002; Kraj; s. 17
Reklama