Archiwum Polityki

Kiedy wybory?

Choć liderzy SLD wciąż oficjalnie opowiadają się za wiosennym terminem wyborów, sami zaczynają wątpić w możliwość skrócenia kadencji Sejmu. Obawiają się, że może im zabraknąć poparcia własnych szeregów, przestraszonych możliwością wcześniejszego dojścia do władzy radykalnej prawicy. O jesiennym terminie mówili ostatnio Aleksander Kwaśniewski i Józef Oleksy. Do samorozwiązania Sejmu potrzeba 307 głosów. Opozycja, która od dawna prze do wyborów, ma 224 głosy, kluczowy staje się 157-osobowy klub SLD i mniejsze ugrupowania wspierające rząd Marka Belki: SDPL (33 posłów), UP (15) oraz PLD (11). Tymczasem we wszystkich ugrupowaniach nie ma jednomyślności co do terminu wyborów. W Sojuszu, co przyznaje Marek Dyduch, sekretarz generalny partii, słychać coraz więcej głosów za późniejszymi wyborami. – Zwłaszcza w kontekście komisji orlenowskiej, która odbierana jest jako atak na SLD. Zwolennicy tego rozwiązania pytają też, po co ułatwiać zadanie prawicy – mówi Dyduch. Nadal nie wiadomo, jaka część klubu nie zgadza się z oficjalnym stanowiskiem kierownictwa partii. – Jest ich coraz więcej – ucina Dyduch. Ostateczną decyzję ma podjąć Rada Krajowa partii tuż po kongresie, czyli wczesną wiosną przyszłego roku. Decyzji nie podjęła też Unia Pracy. Szef klubu parlamentarnego Andrzej Aumiller jest zwolennikiem terminu jesiennego: – Dałoby to szansę na odbudowanie nadszarpniętego zaufania do lewicy.

Socjaldemokracja Polska nie widzi przeszkód, by wybory odbyły się wcześniej, chociaż zdaniem posła Arkadiusza Kaszni w klubie SDPL jest kilku posłów, którzy podobnie jak on sam uważają, że lepszy byłby termin konstytucyjny, czyli październik 2005 r.: – Nie można dowolnie skracać kadencji dla doraźnych celów politycznych, tym bardziej że rząd ma zaplecze w parlamencie – mówi Kasznia.

Polityka 47.2004 (2479) z dnia 20.11.2004; Ludzie i wydarzenia; s. 16
Reklama