Doktor Mariusz Mełus, psychiatra z pododdziału nerwic, uśmiecha się przepraszająco. Odsyła do kolegi. – Mam dość zamieszania wokół tej sprawy. Nie lubię, gdy się o mnie mówi. Wolę być na uboczu.
Jednak to właśnie doktor Mełus, wchodząc do swego gabinetu, odkrył tajemnicze coś – przyczynę całego zamieszania. Było ciemno, a to coś jakby się jarzyło. Tuż obok telefonu. Zaznacza, że nie wierzy, iż to był podsłuch. A w ogóle podsłuchy nie robią na nim wrażenia. Może gdyby coś miał na sumieniu...
Doktor Mełus pomyślał najpierw, że może to coś odpadło od aparatu. Ale nie. Początkowo chciał to wyrzucić. Ale nie. Pokazał pielęgniarce. A ona bez namysłu orzekła, że to pluskwa do podsłuchów.
Pielęgniarka prosi, by nie podawać jej nazwiska. Ale anonimowość też nie rozwiązuje języka. Odpowiedzi są zdawkowe. Powiedziała: pluskwa, ale nie wie, co to było i czemu służyło. – Jestem – podkreśla – zbyt uczciwa, żeby mnie to obchodziło. Przez tydzień trzymaliśmy sprawę w tajemnicy. Byłam zdziwiona, że to rozdmuchano.
Doktor dokonał odkrycia 30 kwietnia, w poniedziałek, który inaugurował długi majowy weekend. Przekazał domniemaną pluskwę innemu lekarzowi. W piątek, 4 maja, dowiedział się o niej Rafał Łuczak, też psychiatra, zaprzysiężony biegły sądowy, a przede wszystkim dyrektor Żuławskiego Centrum Zdrowia Psychicznego Animus, niepublicznego zakładu opieki zdrowotnej, którego kadra – emerytowani wojskowi – obsługuje Oddział Psychiatryczny 110 Szpitala Wojskowego w Elblągu.
Doktor Mełus przez moment przypuszczał, iż może ktoś jest ciekaw jego rozmów ze względu na miejsce, w którym pracuje dodatkowo. Choć to nic tajnego, nie chce, by podawać, jaka to instytucja.