Więzienie w Kamińsku. Pierwszy raz karany Grzegorz R., były żołnierz jednostki GROM, zaliczył już ponad połowę kary trzech lat pozbawienia wolności. Skazano go za nieumyślne spowodowanie śmierci. Spokojny, nie grypsuje, nie sprawia kłopotów wychowawczych. Czeka na tzw. wokandę – posiedzenie sądu penitencjarnego, podczas którego zostanie rozpatrzony jego wniosek o przedterminowe warunkowe zwolnienie.
Zakład karny w Łodzi. Pierwszy raz karany Zdzisław P., były instruktor muzyki w ognisku opiekuńczo-wychowawczym. Skazany na pięć lat za „wchodzenie w związki intymne” z dziewczynami z ogniska. Przyznał się, wykazał skruchę. Odsiedział już ponad połowę kary. Czeka na wokandę.
Więzienie w Czerwonym Borze. Pierwszy raz karany Andrzej Bzdyra. Odsiedział już ponad dwie trzecie z 15 lat więzienia, na jakie został skazany. Kilkadziesiąt nagród regulaminowych, spokojny, chwalony przez administracje kolejnych zakładów karnych, w których przebywał. Kilkakrotnie trafiał już na wokandę. Za każdym razem odmowa.
Groźny brak nadziei
Warunkowe przedterminowe zwolnienie nie oznacza darowania części kary orzeczonej przez sąd. Nie jest też aktem łaski, chociaż niektórzy uważają tę instytucję prawną za dobrodziejstwo dla skazanych. Jest natomiast zapisanym w kodeksach karnych wykonawczych większości cywilizowanych państw narzędziem służącym przede wszystkim skutecznej resocjalizacji, mającym za swą genezę przesłanki humanitarne. Skazany wychodzi na wolność przed terminem, ale opatrzone jest to warunkiem, że nie popełni nowego przestępstwa. Zamiast strażników pilnuje go kurator i to on ocenia, czy warunkowo zwolniony może pozostawać na wolności, czy też powinien wrócić do celi. Inaczej mówiąc, skazany odbywa resztę kary nie za murami, ale na wolności.